Ostatnia Rodzina – recenzja
Rodzina, której członkowie budzili i wciąż budzą duże kontrowersje. Autor obrazów z apokaliptycznymi i mrocznymi wizjami świata oraz syn – znany prezenter radiowy a także wielbiciel horrorów i wampirzych klimatów. Bardzo trudno jest stworzyć film o ludziach, o których powiedziano i napisano już prawie wszystko. Tego zadania podjął się jednak młody reżyser Jan P. Matuszyński, realizując scenariusz napisany przez Roberta Bolesto. Dzięki rolom Andrzeja Seweryna jako Zdzisława Beksińskiego, Aleksandry Koniecznej jako Zofii Beksińskiej oraz Dawida Ogrodnika jako Tomasza Beksińskiego, stworzono film, który rzuca nowe spojrzenie na rodzinę, o której mówi się jako o „naznaczonej fatum”.
Filmowa historia rodziny Beksińskich rozpoczyna się wraz z ich przeprowadzką z Sanoka do Warszawy. Trzy pokolenia żyją na jednym z ursynowskim osiedli w epoce Gierka, a więc w epoce meblościanek, takich samych mieszkań w szarych blokach i na szarych ulicach. Trudno powiedzieć, że dom na Sonaty 6 jest pełny miłości, bo to określenie pasuje do komedii romantycznej, a wspólne życie tej piątki osób komedią nie jest (mimo wielu zabawnych dialogów obecnych w filmie). Jest to dom „grona ludzi, które tak samo jak się lubi tak i nie znosi”. Kamery (reżyserskie i te prywatne Zdzisława Beksińskiego, w rękach Andrzeja Seweryna) towarzyszą im w najważniejszych momentach życia, ale przede wszystkim w chwilach trudnych, ale i typowych dla codzienności. Co trochę wprawia w zakłopotanie, bo kamery nie oszczędzają intymnych momentów z życia, jak problemów gastrycznych malarza, pielęgnacji obłożnie chorych matek oraz śmierci widzianej z bardzo bliska. Ostatnia rodzina niczym dokument wprowadza widza w trudny świat relacji: malarza i ojca Zdzisława Beksińskiego, tłumacza, prezentera („entuzjastę!”) muzycznego i syna Tomasza Beksińskiego, romanistki, żony i matki Zofii Beksińskiej oraz dwóch matek oraz babek: Beksińskiej i Stankiewicz.
Film przedstawia więcej niż malarza mrocznych obrazów, matkę-Polkę czy syna z zaburzeniami. Twórcy filmu, wchodząc kamerą w życie prywatne bohaterów, pod pretekstem pokazania ich życiorysu, starają się pokazać cechy ich osobowości. Postać Zdzisława Beksińskiego została opowiedziana w wielowarstwowy sposób; obserwujemy malarza jako troskliwego męża, ale odsłonięto także przed widzem intymne części jego osobowości – fetysze czy wewnętrzne obawy i pragnienia. Zofia Beksińska, najmniej znana z całej trójki, została przedstawiona jako kobieta pełna uczuć do członków rodziny, ale wielokrotnie smutna i zamyślona, subtelnie sugerując widzowi jej zmagania z depresją. O ile jednak sposób przedstawienia malarza i jego żony okazał się wielowymiarowy i w miarę możliwości dokładny, można mieć zastrzeżenia do tego jak przedstawiono syna, Tomka Beksińskiego. Na ekranie obserwujemy głównie jego spektakularne wybuchy gniewu oraz neurotyczne zachowania. Filmowy Tomek różni się od tego, jak opisują go jego znajomi, a jego obraz kłóci się z licznymi przykładami opisanymi w książce Beksińscy. Portret podwójny Magdaleny Grzebałkowskiej. Te wcześniej wymienione źródła mówią o dużym poczuciu humoru Tomka, wyniesionego z filmów z serii Monty Python oraz o więziach łączących go z przyjaciółmi. Na ekranie ewidentnie brakuje tych pozytywnych elementów osobowości najmłodszego z Beksińskich.
Spektakularną pracę wykonali filmowi scenografowie, dabjąc o najmniejsze detale – dokonano wręcz rekonstrukcji warszawskiego życia rodziny Beksińskich. Większość scen dzieje się w małych, PRL-owskich mieszkaniach na ursynowskim osiedlu, sceny na zewnątrz są bardzo nieliczne. Wnętrza zostały odwzorowane z największą precyzją, jak choćby pracownia malarza, gdzie wszystko wygląda tak, jak na jego prywatnych nagraniach. Porażający realizm filmu podkreśla charakteryzacja aktorów, a także odwzorowanie ich sposobu mówienia. Aktorom udało się odtworzyć regionalizmy Zofii Beksińskiej oraz specyficzną manierę i powiedzenia Zdzisława („proszę ja ciebie”). Niestety można mieć zastrzeżenia do przesadnie emocjonalnego i przerysowanego sposobu mówienia filmowego Tomka. Potwierdzeniem tego jest zmontowana scena z programu Wojtka Jagielskiego „Wywiad z Wampirem”. Znając oryginał, sposób mówienia i gestykulacji aktora mocno razi i sprawia wrażenie przerysowanego, a przez to kolejne sceny z jego udziałem wydają się mało wierne pierwowzorowi. Aktorowi udało się jednak odwzorować niską barwę głosu prezentera z charakterystycznymi „kogutami”, tak dobrze znanymi z audycji radiowych. Dużą rolę w oddaniu klimatu panującego w okresie późnych lat 70. a następnie 80. i 90. odegrała muzyka, bardzo ważna w życiu obu mężczyzn. Z jednej strony słyszymy ukochany Marillion Tomka Beksińskiego, Yazoo czy The Moody Blues, natomiast z drugiej strony muzykę klasyczną, m.in. Liszta czy Mahlera, dobiegającą z pracowni malarza. Dopełnieniem tej rzetelnej rekonstrukcji jest uzyskanie przez twórców, jako nielicznych na świecie, praw do wykorzystania linii dialogowej z filmów o Bondzie, których Tomasz Beksiński był tłumaczem.
„Ostatnia rodzina” to porażająco prawdziwy obraz rzeczywistości. Nie ma w tym filmie wyszukanych metafor, wizji ani trików reżyserskich. I właśnie ta rzeczywistość w połączeniu z pojawiającymi się na ekranie mrocznymi obrazami Beksińskiego, tworzy atmosferę, której nie można zapomnieć jeszcze długo po wyjściu z kina To film, po którym aż boli głowa od rozmyślania nad tym, co się zobaczyło, co usłyszało i od stawiania sobie nurtujących pytań, czy aby na pewno dobrze odczytało się każdą ze scen i ogólny przekaz. O sukcesie zaważyła w największym stopniu obsada, ponieważ, abstrahując od tego, jak dobrym aktorem jest każdy z odtwórców, widać na ekranie silną chemię, jaka tworzy się między nimi oraz ich emocjonalny związek z graną przez siebie postacią a także ogromna wiedza na temat rodziny Beksińskich. Widać to było choćby na spotkaniu z twórcami i aktorami na tegorocznym Przystanku Woodstock, kiedy Andrzej Seweryn żywiołowo bronił malarza, któremu zarzucono „brak kontaktu z rzeczywistością”. Dzięki zaangażowaniu aktorów, „Ostatnia rodzina” w autentyczny, a przez to przekonujący sposób, przedstawia relacje łączące członków rodziny Beksińskich, gdzie sekwencja zdarzeń jest jedynie tłem dla ich charakterów i łączących ich więzi.
Jan. P. Matuszyński nie serwuje swoim odbiorcom łatwego filmu, ale jest to jeden z tych, który zostawia trwały ślad w pamięci widzów. Doceniły to komisje festiwalowe, przyznając Andrzejowi Sewerynowi nagrodę za najlepszą rolę męską na Festiwalu w Locarno oraz Złote Lwy i Nagrodę Publiczności dla Jana P. Matuszyńskiego na Festiwalu Filmowym w Gdyni. Jury doceniło też świetną rolę Aleksandry Koniecznej i przyznało jej nagrodę za najlepszą pierwszoplanową rolę kobiecą, a dodatkowo wyróżniło Andrzeja Seweryna nagrodą za najlepszą pierwszoplanową rolę męską. Jeszcze przed podaniem oficjalnych nominacji mówiło się o tym filmie jako o najbardziej prawdopodobnym polskim kandydacie do Oscara, a przez krytyków i media został okrzyknięty „jednym z najważniejszych filmów polskiej kinematografii”. Ostatecznie nominowane zostały Powidoki Andrzeja Wajdy, jednak najbliższe miesiące niewątpliwie będą należały do rodziny Beksińskich.
(Wszystkie zdania i słowa ujęte w cudzysłów i napisane kursywą są cytatami z filmu.)