WFF 2013 – Dlaczego lubimy krótkie metraże?

Warszawski Festiwal Filmowy oferuje nie tylko filmy pełnometrażowe i dokumentalne z całego świata. To także niepowtarzalna okazja, by przekonać się, jaki niesamowity potencjał drzemie w filmach krótkometrażowych.


2906_gl.jpg„The Big Leap”, reż. Kristoffer Karlsson Rus

Wiele rzeczy zaskakuje, jeżeli chodzi o wybrane przez organizatorów do festiwalu produkcje. Okazuje się, że niektóre z nich ocierają się o prawdziwą sztukę, jak animacja „Dans Macabre”, dyplom Małgorzaty Rżanek, z którym startowała w tym roku w konkursie w Cannes. Ze ich reżyserzy nie stronią od zatrudniania prawdziwych gwiazd, jak w „Matce” Łukasza Ostalskiego, w której główną rolę zagrała Danuta Stenka. I wreszcie, że w niektóre z nich włożono naprawdę ogromne pieniądze, by wymienić „The Big Leap” reżysera Kristoffera Karlssona Rusa, w którym wykorzystano nowoczesne efekty specjalne, ujmując zgrabnie skonstruowaną i dającą do myślenia historię w zapierającej dech w piersiach scenografii komputerowo wytworzonej metropolii.

Dlaczego krótkie metraże są tak lubiane? Chyba najbardziej kompleksowa odpowiedź musi zawierać banalne przekonanie, że każdy znajdzie wśród nich coś dla siebie. Ale uczestnictwo w przeglądzie filmów krótkometrażowych daje także niezwykły 2859_film„Rytm serca”, reż. Christin Freitagmiks wrażeń czerpanych w bardzo krótkim czasie z dzieł o nieraz diametralnie różnej estetyce. I tak plastelinowy świat „W ramach”, który jest 5-minutową etiudą na temat, zdawałoby się, cielesności zamkniętej we framudze obrazu, przemienia się nagle i niespodziewanie w niemiecki „Rytm serca”, czyli osadzoną w realiach społecznych opowieść o przemocy psychicznej wśród młodzieży. Organizatorzy festiwalu zadbali o to, by filmy, które prezentowane są w kilku blokach (najczęściej po 5-6 w jednym) zostały odpowiednio ze sobą wymieszane, tak, by nigdy dwie podobne do siebie produkcje nie następowały bezpośrednio po sobie.

Ciekawe, że filmy krótkometrażowe z powodzeniem eksploatują wszystkie cechy kina gatunkowego, które najczęściej jest przypisywana dłuższym produkcjom. Nic nie stoi więc reżyserom na przeszkodzie, by obok dramatu czy opowieści miłosnej2883_film„Lądowanie”, reż. Josh Tanner nakręcić 20-minutowy thriller czy nawet film science-fiction. W tegorocznym zestawieniu konkursu filmów krótkometrażowych na Warszawskim Festiwalu Filmowym znalazła się co najmniej jedna produkcja odpowiadająca standardom sci-fi: australijskie „Lądowanie”, opowiadające o tajemniczym pojeździe kosmicznym, który spada gdzieś pośrodku pola należącym do pewnego zawziętego farmera. Tu zresztą można uczynić luźną dygresję na temat wkładanych w tego typu filmy pieniędzy, co jednak dziwi nieco mniej w przypadku produkcji zagranicznej – to kolejny ukłon w stronę wspomnianego wcześniej polskiego (wbrew brzmieniu nazwiska) filmowca Kristoffera Rusa.

Na pewno to, w czym filmy krótkometrażowe górują nad dłuższymi produkcjami, to łatwość wyrażania myśli czy impresji. Tę swobodę widać w zachwycającym, 13-minutowym „Woodwoo”, który jest historią bardzo prostą, kręconą głównie na jednym planie, a jednak tak silnie oddziałowywującą. To chwyt poniżej pasa, ale trzeba tę opowieść w całości streścić, by uzyskać tu zrozumienie czytelnika: oto bowiem dwóch brytyjskich robotników pracuje przy wyrębie gałęzi. Jeden z nich wspina się na drzewo i zaczyna pracować przy użyciu piły mechanicznej. Przy próbie zejścia zawiesza piłę na sznurze na gałęzi, sam jednak traci równowagę i spada, zatrzymując się na splątanych linach asekuracyjnych. Piła niespodziewanie włącza się i zaczyna pracować centymetry od jego ciała. W ostatecznym rozrachunku nic się nikomu nie dzieje, robotnik wychodzi bez szwanku, ale to właśnie ten moment zawieszenia na granicy życia jest tu ukazany jako dla człowieka przełomowy, stymulujący wewnętrzne przemiany.

2841_gl„Woodwoo”, reż. Johnny Philips

Wśród wielu pełnometrażowych produkcji oferowanych przez WFF, których poziom jest nieraz – trzeba to powiedzieć – gorzej niż zły, krótkie metraże wyróżniają się świeżością i wysokim kunsztem. Dlatego warto się na przynajmniej jeden blok filmów wybrać, tym bardziej, że w cenie jednego biletu jest od 4 do aż 8 filmów. Polskie produkcje są na festiwalu traktowane osobno w ramach przeglądu, natomiast zagraniczne startują w prestiżowym międzynarodowym konkursie. 

Zęby mądrości
Były czasy, gdy Londyn nie miał twarzy Hugh Granta, a...
Na niebiesko o samotności
Od 8 lutego w Galerii Schody, po raz pierwszy w...
Sputnik na Ząbkowskiej
W końcu doczekaliśmy się warszawskiej premiery wystawy Sputnika....
Polski poniedziałek
Poniedziałek to przede wszystkim dwa mocne polskie akcenty. Pierwszy z...