„Wprost” i „Newsweek” zaostrzają walkę o czytelnika zatrudniając nowych felietonistów, podczas gdy redakcja „Polityki”… zwalnia część pracowników, a innym obniża pensje. Największe problemy ma jednak „Przekrój” – niektórzy stawiają nawet pod znakiem zapytania dalsze istnienie pisma
We „Wprost” pojawiły się felietony Pawła Dobrowolskiego i Tomasza Jastruna. Pierwszy z nich jest prezesem Forum Obywatelskiego Rozwoju, drugi jeszcze do niedawna pisał w „Newsweeku” – w ostatnim wydaniu pisma żegna się z czytelnikami. Publicystą „Wprost” został także Cezary Michalski z „Krytyki Politycznej” (do niedawna współpracujący z „Newsweekiem”). Z kolei sekretarzem redakcji został Piotr Witek (wcześniej pełnił tę funkcję w „Przekroju”) a szefową działu społeczeństwo Marta Bratkowska (pracująca wcześniej w „Dzienniku” i RMF FM). Zastąpili oni odpowiednio Łukasza Ramlau i Renatę Kim, którzy odeszli w lutym wraz z Lisem.
Z kolei Spółdzielnia Pracy „Polityka” zwolniła w ostatnim czasie 11 osób. To w większości pracownicy administracji, dystrybucji i promocji, ale jest wśród nich także fotoreporter. Nie ma natomiast dziennikarzy. Innym pracownikom firma obniża pensję nawet o 10 proc. Obecnie w „Polityce” zatrudnionych jest ok. 130 osób.
Najcięższa jest sytuacja „Przekroju”. Sprzedaż pisma od 2007 roku spadła niemal o połowę, a niektórzy komentatorzy wróżą mu nawet koniec istnienia! Za ten stan obwiniają Grzegorza Hajdarowicza, który w ciągu 2 lat aż cztery razy zmienił redaktora naczelnego, a ostatnio narzucił pismu centrolewicową linię polityczną (jako opozycję do „Uważam Rze”).
Na stronie Wirtualnemedia.pl można znaleźć liczne wypowiedzi na temat przyszłości „Przekroju”. Mieczysław Czuma, dawny wieloletni naczelny „Przekroju” wspomina „krakowskie” czasy, kiedy pismo kształtowało umysły Polaków. Uważa, że przyczyna obecnego kryzysu leży w zbyt częstym zmienianiu kierownictwa oraz za mocnym zaangażowaniu w politykę. Zdanie to podziela Wojciech Maziarski, były redaktor naczelny „Newsweek Polska”: – Obciążeniem „Przekroju” jest fakt, że tygodnik w minionych latach wielokrotnie zmieniał profil, był sprzedawany, reformowany, redakcja przeprowadzała się z Krakowa do Warszawy i z powrotem. Przy każdym z tych wiraży pismo traciło część czytelników i zmieniało wizerunek. Dziś już w istocie nikt nie wie, czym ma być i jaki ma być „Przekrój”, kto i dla kogo to pismo redaguje. Także Elżbieta Zechenter-Spławińska, krakowska poetka i pisarka, ubolewa nad tym, że obecny „Przekrój” niewiele ma wspólnego ze swoją dawniejszą wersją.
Grzegorz Hajdarowicz nie przejmuje się zbytnio krytyką: – Piszemy o innych tematach i w inny sposób, bo inna jest rzeczywistość. My to zauważamy, a nawet podkreślamy. Nie piszemy o tym, że dorożki są najlepszym środkiem lokomocji, bo nie są. Nie pokazujemy czarno-białych telewizorów, tylko nowe modele tabletów. Tak jak dawny „Przekrój” chłoniemy nowinki ze świata. Kiedyś „Przekrój” miał 700 tysięcy sprzedaży, to fakt, ale to były nieporównywalne czasy. Kiedyś nie było konkurencji i gazety typu „Przekrój” były jedynym oknem na świat. Dzisiejszy „Przekrój”, podobnie jak ten sprzed lat, publikuje poglądy niepokorne i pokazuje technologiczną rewolucję.