Podglądacze

Lubimy podglądać innych. Większość z nas ciekawa jest, jak żyją i co wyczyniają. Najchętniej przyglądamy się osobom znanym, ale też sąsiadom. Z tym, że sąsiadami musimy zajmować się sami. O znanych postaciach natomiast pełno jest obficie okraszonych fotografiami informacji w ogólnodostępnej prasie. W dobie Internetu zapotrzebowanie na plotkę wzrosło tak bardzo, że o nowych wyczynach gwiazd seriali i estrady, prezenterów telewizyjnych, sportowców, aktorów i wielu postaci, które są znane głównie z tego, że są znane, donoszą codziennie dziesiątki pism i setki stron. A czytelnicy, nie tylko ci, co z nudów kartkują prasę wyłożoną u fryzjera, pochłaniają zdjęcia i teksty o nowym romansie gwiazdy X, o nowym kabriolecie prezentera Y, czy nowym ekscesie piłkarza Z.


Marcello Geppetti - Brigitte Bardot and Gunther Sachs.jpgBrigitte Bardot and Gunther Sachs / fot. Marcello Geppetti

 

Moda na podglądactwo gwiazd pojawiła się wraz z zadomowieniem się w kulturze filmu i czasopism ilustrowanych. Producenci filmowi, zabiegając o popularyzowanie swych dzieł, podrzucali pismom informacje o odtwórcach głównych ról, i to nie tylko te z planu filmowego. Tak narodzili się celebryci, piękne i trochę tajemnicze aktorki, przystojni i uwodzicielscy amanci filmowi. Z czasem dołączyli do nich przedstawiciele innych widowiskowych zawodów, także opisywani w prasie, a później cała gromada postaci przewijających się przez telewizyjny ekran. Już ci pierwsi, z epoki filmu niemego, zainteresowali fotografów, ale zdjęcia były łagodne i zwykle powstawały na umówionych sesjach zdjęciowych. Czasopisma chciały mieć wystylizowane i wysmakowane kadry, ukazujące uosobienia piękna i dobrego smaku. Podglądanie nie było jeszcze w modzie.

Wszystko zmieniło się po II wojnie światowej za sprawą rozluźnienia obyczajów i za sprawą kina włoskiego. Cała gromada fotografów zainteresowała się neorealistycznymi filmami Roberta Rosselliniego, Vittoria de Siki czy Luchino Viscontiego, zdobywającymi popularność także poza granicami kraju. Wybitni reżyserzy, wspaniałe aktorki, ciekawi aktorzy stali się łupem namolnych fotografów, polujących na swoje ofiary poza planem filmowym.

 

Brzęczący robal

Jeden spośród tych fotografów (Tazio Secchiaroli) zainspirował Federico Felliniego do stworzenia postaci natrętnego fotografa w arcydziele z 1960 roku „La dolce vita”, nosił on nazwisko Paparazzo (brzęczący robal). Dziś wszyscy fotografowie, działający jak ów filmowy podglądacz z aparatem, noszą miano paparazzi. Ich kariera nie byłaby możliwa, gdyby nie prasa poszukująca atrakcyjnych materiałów, mogących zainteresować szerokie grono czytelników.

Sensacja, skandal, dramat to najbardziej pożądana strawa popularnych tytułów prasowych, a jeśli w tym wszystkim pojawi się znana twarz, można być spokojnym, że sprzedaż pójdzie w górę. Na takich skandalizujących materiałach opiera się byt tabloidów – gazet adresowanych do mniej wyrafinowanych odbiorców, gdzie ważniejsze jest wywołanie emocji niż przekazanie informacji. Fotografia i mocny tytuł, pisany dużą czcionką, pełnią w nich podstawową rolę, a tekst jest tylko ich dopełnieniem.

 

Tazio Secchiaroli - Vittorio de Sica, 1964.jpgVittorio de Sica, 1964 / fot. Tazio Secchiaroli

 

Poświęcenie dla przekazu

Dzisiejsza prasa kolorowa nie pozostaje w tyle za tabloidami. I w tej grupie są tytuły, których jedynym tematem jest życie gwiazd, dobrze widziane są rozejścia i nowe zejścia osób spopularyzowanych w telewizji. Taka tematyka nie może obyć się bez obfitej oprawy fotograficznej. Zdjęcia uwiarygodniają to, o czym się pisze, bez dobrze wykonanej pracy przez paparazzich informacja pozostanie niepotwierdzoną plotką. Jakość fotografii nie ma istotnego znaczenia, byle bohater z kadru przypominał tego, o którym jest mowa. Zdjęcia bywają nieostre, źle naświetlone, poruszone – to ma pokazać poświęcenie fotografa, który stara się poinformować, jak naprawdę żyją ludzie z pierwszych stron. A jak podgląda się i to z daleka, z ukrycia i ogólnie w trudnych warunkach, powstają zdjęcia może i pełne autentyzmu, ale często bez jakości.

 

Marcello Geppetti - Jack Lemmon, Joan Collins e Robert Wagner al Caffè dell'Epoca, 15.10.1961.jpgJack Lemmon, Joan Collins e Robert Wagner al Caffè dell’Epoca, 15.10.1961 / fot. Marcello Geppetti

 

Klasyk paparazzi

Dawniejszym podglądaczom trochę bardziej zależało na czytelności obrazu, na kompozycji i odpowiednim oświetleniu. Pierwszy klasyczny paparazzo – Erich Salomon, działający w okresie międzywojennym, często skrywał aparat pod ubraniem, w pudełkach po butach, wiaderkach na szampana i podobnych kamuflujących obiektach. Na jego dobrze skadrowanych zdjęciach bohaterowie są czytelni, a zdjęcia robił w zdecydowanie trudnych warunkach: na salach sądowych, gdzie nie wolno było wnosić aparatów, na tajemnych spotkaniach polityków, gdzie pojawiał się w przebraniu boya hotelowego czy sprzątacza. Jedynie, gdy fotografował świat filmowy, miał nieco łatwiej, bo nie zwracano na niego zbyt wielkiej uwagi.

Fotografowie – paparazzi z połowy dwudziestego wieku, podobnie jak Salomon, doczekali się wystaw w czołowych galeriach świata, ale też ich zdjęcia są od strony fotograficznej ze wszech miar interesujące. Rzadko kiedy wchodzili „z butami” w życie bohaterów zdjęć. Marcello Geppetti, Lino Nanni, Ron Gallela, Daniel Angeli, Jean Pigozzi należą dziś do klasyków gatunku i choć tak jak współcześni byli często przeganiani przez fotografowanych lub ich ochroniarzy, to dbali o jakość, uznając, że dobre zdjęcie to nie tylko interesująca treść, ale także właściwa forma przekazu. Dzisiejsi paparazzi zachowują się niczym myśliwi polujący na rzadkie okazy, potrafią godzinami, a nawet dniami czekać, aż upragniony cel pojawi się w ich zasięgu, a wtedy ich szybkostrzelne aparaty uchwycą „zwierzynę”. Samo złowienie im wystarcza, wysmakowanie kadru nie jest już tak ważne.

 

Erich Salomon - Spotkanie polityków.jpgSpotkanie polityków / fot. Erich Salomon

 

Etyka wydawcy, nie fotografa

Moralność paparazzich to oddzielna historia. Ważna jest cena uzyskana za zdjęcie, ona wszystko tłumaczy. Gdy odpowiednia suma leży na stole, nikt nie zaprząta sobie głowy etycznymi dylematami. Jeśli nie ma ich wydawca, to czemu miałby je mieć fotograf? Gdy skończy się popyt, to i podaży nie będzie, ale na to się nie zanosi. O istotnych zmianach w postawie wydawców mówi historia reportażu Ralpha Morse’a dla tygodnika „Life” z pogrzebu Alberta Einsteina. Poprzez informatorów dotarła do niego wiadomość o śmierci wielkiego fizyka, szybko chwycił torbę ze sprzętem fotograficznym i pojechał do Priceton. Tam, dzięki drobnemu datkowi, dostał się do gabinetu Einsteina i sfotografował jego wnętrze w takim stanie, w jakim zostawił je noblista, z notatkami, fajką i różnymi rupieciami walającymi się w twórczym nieładzie. Od pracowników cmentarza, za sprawą flaszki whisky, dowiedział się, że Einstein będzie kremowany w Trenton, dwadzieścia mil od Princeton, pojechał tam i zrobił kolejne zdjęcia. Fotografował także, jako jedyny fotograf, sam pogrzeb. W czasie uroczystości podszedł do niego syn Einsteina i spytał go o nazwisko, Morse przedstawił się i dalej fotografował. Gdy wrócił do nowojorskiej redakcji, był cały szczęśliwy, miał exclusive (materiał unikatowy, na wyłączność), już widział rozkładówkę w „Life’ie”. Jakież było jego zdziwienie, gdy w redakcji poinformowano go, że publikacji nie będzie, bo narusza prywatność osób uczestniczących w pogrzebowej uroczystości. Materiał ujrzał światło dzienne dopiero w tym roku, 55 lat po pogrzebie Einsteina.

 

Marcello Geppetti & Don Gussoni.jpegMarcello Geppetti & Don Gussoni

 

Dziś zapewne nikt nie miałby takich skrupułów. Zasady moralne zmieniły się dość zdecydowanie, a żądza zysku jest tak wielka, że wszystkie dotychczasowe hamulce wyraźnie zostały poluzowane. Do tego stopnia, że paparazzi urządzają sobie polowania na wybrane osoby, co czasem przynosi tragiczne żniwo, o czym przekonaliśmy się, gdy dotarła wiadomość o śmierci angielskiej księżnej Diany w wypadku samochodowym sprowokowanym przez paparazzich ścigających ją na motorach.

 

Publikacja zdjęć ze względu na charakter serwisu, jak i wydawcę ma charakter edukacyjny.

Matka Boska od spraw beznadziejnych
Miała być energetyczna i hipnotyczna mieszanka Almodovara i Felliniego. „Przerwane...
Współcześnie na Olimpie
"Skąd się bierze mięso na kebaby? Dlaczego Łowcy Nerek atakują...
Wszechświat a dramat osobisty
„Kiedy pierwszy raz zobaczyłam Jowisz, byłam zahipnotyzowana”. Co się dzieje...
Zabłocie tracone. Fotografie
Fotografie obiektów usuwanych z mapy poprzemysłowej dzielnicy Krakowa: "Zabłocie tracone...