Ostatnim akcentem przygody Legii Warszawa z Champions League był mecz ze Sportingiem CP. Stawka była duża – zwycięstwo gwarantowało „Wojskowym” grę w europejskich pucharach. Wynik? 1:0 dla Legii, a tym samym udział w 1/16 finału Ligi Europy.
W ostatnich tygodniach Legioniści prezentują doskonałą formę. Co prawda ostatnio zaledwie zremisowali z Wisłą Płock, wcześniej jednak odnieśli pięć kolejnych ligowych zwycięstw. W tabeli LOTTO Ekstraklasy warszawska drużyna znajduje się już na 4. miejscu ze stratą siedmiu punktów do Jagielloni Białystok i wciąż liczy się w walce o tytuł Mistrza Polski. Sporting również radzi sobie dobrze w ostatnim czasie. W lidze wygrał trzy ostatnie mecze, a w tabeli traci tylko 2 punkty do lidera – Benfiki Lizbona.
„Spotkają się dwie równorzędne drużyny”
Zawodnicy i trenerzy obu zespołów oraz eksperci zgodnie podkreślali, że mecz w Warszawie będzie miał niewiele wspólnego ze spotkaniem rozegranym pod koniec września na Estádio José Alvalade. Debiutujący wtedy w roli trenera Legii Jacek Magiera miał niewiele czasu na uporządkowanie bałaganu pozostawionego przez Besnika Hasiego. Gospodarze łatwo wygrali wtedy 2:0. Teraz Portugalczycy zdawali sobie sprawę, że mecz na Łazienkowskiej nie będzie spacerkiem. Mistrz Polski był maksymalnie zdeterminowany, bowiem tylko zwycięstwo gwarantowało mu występy w Lidze Europy. Sportingowi wystarczał remis, po pięciu kolejkach na swoim koncie miał trzy punkty przy jednym Legionistów. Jeżeli uda nam się zająć trzecie miejsce to świetnie, ale czwarte nie będzie dla nas wielką tragedią. W środę spotkają się ze sobą dwie równorzędne drużyny – mówił na konferencji prasowej trener wicemistrza Portugalii – Jorge Jesus.
Zawodnicy Legii zapowiadali, że zagrają bez kompleksów oraz zrobią wszystko, aby uszczęśliwić swoich kibiców i zagwarantować sobie występy w europejskich pucharach na wiosnę. Zdawali sobie jednocześnie sprawę, że to rywal jest faworytem. Paradoksalnie fakt, że Legioniści nie byli stawiani w roli faworyta było dla nich korzystne. Legia mogła, Sporting musiał.
Nikt z nas nie obawia się piłkarzy Sportingu, ale bardzo ich szanujemy. Legia ma swoje zalety i mamy wielkie szanse, aby w środę wyjść z tego starcia zwycięsko – powiedział Guilherme na przedmeczowym spotkaniu z przedstawicielami mediów. Faworytem środowego meczu jest Sporting Lizbona. Gramy jednak u siebie i wyciągnęliśmy wnioski z naszych poprzednich meczów. Będziemy chcieli zagrać odpowiedzialnie i skutecznie. Musimy zagrać z polotem w ataku. […] Naszym zadaniem będzie zrealizowanie wszystkich przedmeczowych założeń – dodał trener Jacek Magiera.
Problemy kadrowe wicemistrza Portugalii
W drużynie gości kilku zawodników zmaga się z kontuzjami. W meczu z Legią nie mógł wystąpić Alan Ruiz czy Ezequiel Schelotto. Do składu nie załapała się również gwiazda ostatniego mundialu – wypożyczony z Arsenalu Londyn Kostarykańczyk Joel Campbell czy litewski napastnik Lukas Spalvis. W meczu z Realem Madryt czerwoną kartką ukarany został Joao Pereira, co również oznaczało absencję tego zawodnika. W drużynie gospodarzy z kolei praktycznie wszyscy zawodnicy byli gotowi do gry. Jedynie występ Adama Hlouska stał pod znakiem zapytania. Czech ostatecznie zdążył wyleczyć kontuzję i znalazł się w wyjściowej jedenastce.
Stawką tego spotkania był nie tylko awans do fazy pucharowej rozgrywek o puchar Ligi Europy. Na szali było ponad 2 mln € (1,5 mln za zwycięstwo w fazie grupowej, 0,5 mln za awans oraz kilkaset tysięcy z praw telewizyjnych). Dodatkowo piłkarze Legii chcieli odnieść pierwsze zwycięstwo w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów, aby pożegnać się z nią godnie i przy okazji uświetnić nim 100-lecie klubu.
Zanim włoski arbiter Gianluca Rocchi zagwizdał w tym meczu po raz pierwszy, wszyscy obecni na stadionie minutą ciszy oddali hołd ofiarom zeszłotygodniowej katastrofy lotniczej w Kolumbii, w której zginęli zawodnicy brazylijskiego klubu Chapecoense.
Walka do samego końca
Mecz rozpoczął się od kilku groźnych ataków graczy Sportingu. Strzały jednak albo mijały bramkę Legii, albo wyłapywał je Arkadiusz Malarz. W 8. minucie piłkę w siatce umieścił Aleksandar Prijović, czym wprawił w euforię trybuny przy Łazienkowskiej. Radość okazała się jednak przedwczesna, bowiem sędzia słusznie odgwizdał pozycję spaloną Szwajcara. Co się odwlecze, to nie uciecze. W 31. minucie ten sam zawodnik wbiegł z piłką w pole karne i zagrał do Guilherme, który tylko dostawił nogę i skierował piłkę do bramki przeciwnika.
Choć to rywale dłużej utrzymywali się przy piłce, w przeciwieństwie do Legii w pierwszej połowie nie stworzyli sobie żadnej stuprocentowej sytuacji do strzelenia bramki. Do szatni piłkarze obu drużyn schodzili więc przy jednobramkowym prowadzeniu gospodarzy.
W drugiej połowie Portugalczycy zaatakowali odważniej. Nie mieli wyjścia, musieli strzelić bramkę, aby występować dalej w europejskich pucharach. Legia grała jednak wyjątkowo mądrze w obronie i starała się nie dopuszczać do groźnych sytuacji pod własną bramką. Ostatnie 20 minut meczu to absolutna dominacja gości, którzy nie wykorzystali kilku znakomitych okazji do zdobycia wyrównującej bramki. Najlepszą zmarnował Andre, który nie trafił w pustą bramkę. Swoje szanse miała też Legia. Pierwszą z nich fatalnie zmarnował Kucharczyk, w drugiej bramkarz Sportingu wybił na rożny strzał Radovicia z trudnej pozycji. Ostatecznie Legionistom udało się dowieźć cenny rezultat do końca meczu. Radość była ogromna, zarówno wśród piłkarzy jak i kibiców, którzy długo po zakończeniu spotkania dziękowali swoim ulubieńcom za emocje, jakie ci dostarczyli im w trakcie spotkania. W szatni pojawił się nawet prezydent Andrzej Duda, który również pogratulował zawodnikom Legii.
Cudotwórca
Czy można inaczej określić trenera Legii Warszawa? W niecałe 3 miesiące naprawił to, co całkowicie zepsuł poprzedni szkoleniowiec. Drużyna stanowi kolektyw, zawodnicy zostawiają serce na boisku i motywują się nawzajem do jeszcze większego wysiłku. Jeśli ktoś się jeszcze łudzi, że uda nam się wyjść z tej grupy, to pora, żeby przestał. Oczywiście będziemy się starać przeciwstawić lepszym rywalom, ale bądźmy realistami. Czeka nas jeszcze pięć podobnych meczów do tego z Borussią – mówił po pierwszym meczu Besnik Hasi. Aż strach pomyśleć, z jakim bilansem Legioniści zakończyliby zmagania w fazie grupowej, gdyby Albańczyk wciąż był ich trenerem.
Magiera odmienił tę drużynę i sprawił, że nie musimy się wstydzić za naszych reprezentantów w Champions League. Polski szkoleniowiec całą zasługę za doskonałą grę przypisuje jednak swoim podopiecznym, samego siebie stawiając na drugim planie: Plan i wiara, nie magia. Żaden „Magic”, to zrobiła drużyna. Jeden za drugiego walczył i pracował. Nie ma rzeczy niemożliwych, wystarczy solidna praca i wiara we własne umiejętności.
W środę Legioniści byli doskonale zorganizowani, płynnie przechodzili z obrony do ataku, stwarzali sobie groźne sytuacje, zdobyli bramkę w 30. minucie i nie dali sobie wydrzeć upragnionego zwycięstwa. Po meczu z Borussią trener porównywał Legię do dziecka, które dopiero uczy się chodzić. Tym meczem zawodnicy udowodnili, że pierwsze kroki mają już za sobą. Dziś jesteśmy w Lidze Europy, ale pragniemy wrócić jak najszybciej do Ligi Mistrzów – powiedział po meczu „Magic”. Pozostaje pogratulować tak ambitnego podejścia i oczywiście życzyć szybkiego powrotu do elity.
Nie taka Liga Mistrzów straszna
Gdyby ktoś jeszcze 3 miesiące temu powiedział, że Legia zajmie 3. miejsce w grupie, zostałby nazwany szaleńcem. Przecież jeszcze przed rozpoczęciem rozgrywek zapowiadano, że Mistrz Polski będzie najgorszą drużyną w całej ich historii. Tymczasem aż 8 drużyn było od niej gorszych tylko w tej edycji. Zgoda, Legia straciła najwięcej bramek w sześciu kolejkach, bo aż 24, czym wyrównała niechlubny rekord BATE Borysów, ale aż 18 drużyn strzeliło mniej goli od niej. Strzelenie dziewięciu bramek to nie lada wyczyn, gdy jest się w grupie z Realem, Borussią oraz Sportingiem. Wszystkie te drużyny to uznane marki w światowej piłce, budżetem i wartością składu kilkukrotnie przewyższające Polaków.
Pan piłkarz Vadis Odidja-Ofoe
Z pewnością największy wygrany spośród wszystkich piłkarzy Legii, którzy wzięli udział w rozgrywkach Ligi Mistrzów. Zaraz po transferze był przez wielu wyśmiewany z powodu swojej nadwagi. Belg faktycznie po przyjściu do Legii nie wyglądał na zawodowego piłkarza, a bardziej na turystę. Szybko jednak zabrał się do pracy i zaczął udowadniać, dlaczego jest najlepiej opłacanym piłkarzem w lidze. W Champions League również zaprezentował się znakomicie, prawdziwy szeryf środka pola w każdym meczu warszawskiego zespołu. Fazę grupową zakończył z jedną asystą i jedną bramką strzeloną Realowi Madryt. Obecnie gra na poziomie nieosiągalnym dla żadnego innego zawodnika w Ekstraklasie i chyba śmiało można powiedzieć, że to najlepszy obcokrajowiec, jaki kiedykolwiek biegał na polskich boiskach. Co więcej, Odidja-Ofoe jest niesamowicie wytrzymały i nawet w końcowych fragmentach meczu ma siłę, aby przyspieszyć czy zagrać długą, dokładną piłkę. Po takiej rundzie w wykonaniu tego zawodnika Legia na pewno otrzyma wiele ofert transferowych.
Z dobrej strony pokazał się także Aleksandar Prijović, który początkowo był przecież tylko zmiennikiem Nemanji Nikolicia. Postęp względem początku sezonu wykonał także Thibault Moulin, który wraz z Michałem Kopczyńskim tworzył zgrany duet defensywnych pomocników. Na swoim stałym, wysokim poziomie grali Miroslav Radović i oczywiście Michał Pazdan, który z powodu kontuzji wystąpił tylko w trzech meczach. Nieźle prezentował się Guilherme, który przecież strzelił gola na wagę awansu do Ligi Europy.
Właściwie po tak udanym zakończeniu fazy grupowej Ligi Mistrzów nie wypada krytykować kogokolwiek. Niech odejdą w zapomnienie klęski, jakich Legia doznawała w pierwszym meczu z BVB, czy w wyjazdowym spotkaniu z Realem. Teraz o sukcesie Legii mówi cała Polska. Z oczywistych przyczyn, im dłużej Legia będzie w europejskich pucharach, tym więcej punktów zdobędzie dla naszej ligi w rankingu UEFA. Na sukcesie Legii skorzystać więc może cała Ekstraklasa.
To już jest koniec, do zobaczenia w lutym
Przygoda Legii z Ligą Mistrzów dobiegła końca. Oby nie przyszło nam czekać ponownie 20 lat na występy polskiej drużyny w tych rozgrywkach. Trzecie miejsce, w tej grupie, jest jak pierwsze – powiedział Prijović po rewanżowym meczu z Borussią. Od Legionistów nikt nie wymagał, aby wyprzedzili Królewskich czy Dortmundczyków. Niewielu spodziewało się jednak, że uda im się wyprzedzić Sporting. A jednak. Wojskowi sprawili miłą niespodziankę i na wiosnę wystąpią w Lidze Europy. Tam już czekają m.in. AS Roma, Tottenham czy Ajax Amsterdam. Losowanie par 1/16 finału Ligi Europy już w najbliższy poniedziałek. Kto wie, może to dopiero początek pięknej europejskiej historii z Legią Warszawa w roli głównej? Po tegorocznych występach w Lidze Mistrzów już chyba nic nas nie zaskoczy.