IMG_0911

Broadwayowski hit w końcu w Polsce! — Recenzja musicalu ,,Wicked”

Polscy fani musicalu Wicked długo czekali na to, aż powstanie jego polska inscenizacja. Ale się udało, ponieważ już dzisiaj, tj. 5 kwietnia miejsce ma premiera broadwayowskiego hitu na Dużej Scenie Teatru Muzycznego Roma. Historia każdemu znana, przez wielu uwielbiana. Stworzona przez Stephena Schwartza na podstawie powieści Gregorego Maguire’a „Wicked – Życie i czasy Złej Czarownicy z Zachodu”, która z kolei oparta została na klasyku literatury fantastycznej — „Czarnoksiężnik z Krainy Oz” autorstwa Franka Bauma. Fabuła musicalu stanowi prequel dla książki Bauma, opowiada o przyjaźni dwóch kobiet – Elfaby, która później będzie znana jako właśnie Zła Czarownica z Zachodu oraz Glindy, która zasłynie jako Dobra Czarownica z Północy. 

To opowieść o przyjaźni, miłości, poświęceniu. O naszych uprzedzeniach, strachem przed innością. O tym, jak łatwo można manipulować ludźmi. O akceptacji samego siebie. O tym, jak odmienność wcale nie musi być naszą wadą, a wręcz zaletą. 

Czy polska wersja sprosta oczekiwaniom fanów? 

Miałam zaszczyt uczestniczyć w ostatniej próbie generalnej, a pierwszym występie z publicznością. To, czego doświadczyłam w czterech ścianach teatru Roma nie da się prosto opisać słowami. Już od pierwszy minut zostałam wciągnięta do magicznej krainy Oz, pełnej czarowników, czarownic i gadających zwierząt. Uśmiech mimowolnie pojawił się na moje twarzy i trwał przez całe trzy godziny widowiska. Była to prawdziwa uczta nie tylko dla oczu, ponieważ scenografia i kostiumy zostały wykonane na najwyższym poziomie, ale przede wszystkim dla uszu. Wokale aktorów zapierały dech w piersiach, a największe wrażenie zrobiła na mnie cudowna Natalia Krakowiak, która tego wieczoru wcieliła się w rolę Elfaby. Jej gra aktorska zachwycała, idealnie udało jej się odnaleźć w sobie tą młodzieńczą dziewczęcość i niewinność. Oczywiście nie można zapomnieć o Annie Federowicz, grającej postać Glindy. To, jak powitała widownię w pierwszej scenie, jej wokal, delikatność i gracja – ogromne chapeau bas. Oczywiście reszta aktorów i tancerze nie odstawali, Marcin Franc w roli Fijera szczególnie przypadł mi do gustu, idealnie udało mu się odwzorować cwaniackiego księcia z kompleksem wyższości. Szczególnie urzekły mnie też efekty specjalne, światła i motyw „lewitacji” Złej Czarownicy, co myślę, że w szczególności zachwyci młodszą widownię. Dodatkowy punkt chciałabym dodać za przekład tekstów piosenek, które nie tylko zostały przełożone na język polski, ale i również zinterpretowane, dzięki czemu nie były to puste, wyrwane z kontekstu tłumaczenia. 

Podsumowując, należą się ogromne brawa dla wszystkich, którzy pracowali przy stworzeniu tego świetnego występu. Piękna historia w pięknej oprawie. Z czystym sumieniem mogę polecić każdemu wybranie się i doświadczeniu na własnej skórze tej magicznej, zielono-różowej przygody. 

Najpiękniejsze Jarmarki Bożonarodzeniowe
Sezon na odwiedzanie Jarmarków Bożonarodzeniowych właśnie się rozpoczął. Gdzie najlepiej...
Przepis na energetyczną niezależność dla Europy

Największym zagrożeniem dla stabilności Europy jest jej silne uzależnienie od...

Filmowa duma Afryki

Już po raz szósty Warszawa może dotknąć Afryki na sali...

Fotograf u granic
Powinnością fotografa dokumentalisty jest dawanie świadectwa o tym, co się...
Kumple powracają
Z początkiem lipca stacja E4 rozpoczęła emisję siódmego sezonu serialu...