Romans z pewną kozą

W tej sztuce nie istnieje pojęcie tabu. Tytułowa koza burzy wszelkie konwenanse i przyprawia o rumieńce nawet najbardziej tolerancyjnych i otwartych widzów. Przedstawienie mieści się jednak w granicach dobrego smaku. Nie ma za zadanie gorszyć, a jedynie przekazać brutalną prawdę o ludzkiej naturze: wszyscy jesteśmy… hipokrytami



Na scenie rozgrywa się istna katastrofa. Maria Seweryn w napadzie szału ciska szklankami na wszystkie strony. Na kawałeczki rozpadają się nie tylko elementy scenografii, ale także ludzkie maski skrywające najstraszniejsze tajemnice. Oszczędna oprawa muzyczna, a także uporządkowane wnętrze mieszkania należącego do dobrej rodziny z wyższych sfer zostają dopełnione przez emocjonalne dialogi i pełną ekspresji grę aktorską. Brutalność przejawia się nie tylko w sferze wulgarnego i dosadnego języka, ale także samej tematyki. Aktorzy zdecydowanie nie przebierają w słowach. Ich postępowanie, choć szokujące, wydobywa na wierzch to wszystko, co każdy z nas odsuwa na bok, jako wynaturzone i rozgrywające się gdzieś w innej czasoprzestrzeni. Absurd sytuacji okazuje się jednak nie być aż tak absurdalny, a zachowania głównych postaci z każdą chwilą stają się niepokojąco znajome, bliższe niż każdy z nas chciałby przyznać.

 

fot-Robert-Jaworski_4677Koza, albo kim jest Sylwia?” fot. Robert Jaworski

 

Spektakl ukazuje ludzki dramat w wielowymiarowym aspekcie. Dramat kochającej i oddanej żony, która niespodziewanie dowiaduje się o zdradzie. Dramat syna, który zmaga się z brakiem ciepła. Rodziców, prześcigających się w stwarzaniu pozorów pełnej akceptacji, choć tak naprawdę nie mogących pogodzić się z odmienną orientacją swojego dziecka. I wreszcie ojca – szanowanego architekta, który oszukuje swoją żonę. Może wszyscy przeszliby nad tym do porządku dziennego, w końcu zdrady zdarzają się niemal w każdym małżeństwie. Okazuje się jednak, że obiektem seksualnej fascynacji pięćdziesięciolatka jest… koza.

 

Przyczyna szału, w który wpadają żona, syn i przyjaciel rodziny zdaje się więc być oczywista. Jest nią koza i ohydny postępek Martina. Jednak tak naprawdę każda z postaci stanowi osobny problem. Zło towarzyszy nam na co dzień, choć często pozostaje niezauważone, bądź zbagatelizowane. Czy jednak zło przestaje być złem, ponieważ na niektóre zachowania, pomimo ich wątpliwej moralności, jest przyzwolenie społeczne?

 

Sztuka stawia pytania o granice ludzkiej tolerancji. Przewrotnie pokazuje, że to, co na pierwszy rzut oka najbardziej gorszy i szokuje w całej historii, stanowi jedynie wierzchołek góry lodowej. Góry ludzkiej hipokryzji i zakłamania.

 

 

„Koza, albo kim jest Sylwia?”

Tytuł oryginalny: „The goat, or who is Sylwia?”

Tłumaczenie: Bogusława Plisz-Góral

Och-teatr

Reżyseria: Kasia Adamik i Olga Chajdas

Obsada: Maria Seweryn, Radosław Jamroż, Piotr Machalica, Bartłomiej Topa

Premiera: wrzesień 2010

Spektakl dla widzów dorosłych

Od zboża w Antwerpii do bilionów na Wall Street
Już w połowie XIV wieku działała w Antwerpii giełda zbożowa,...
Człowiek orkiestra – mistrz fotogramu
Wojny nie przynoszą nic dobrego. Pierwsza wielka tragedia Europy XX...
Skarpetki, kuny i cała reszta, czyli jak zostać pisarką? Wywiad z Justyną Bednarek.

Dla mnie naturalnym jest opowiadać bajki – mówi autorka popularnych...

Mała, wielka fotografia

Jeżeli chcemy, żeby nasze zdjęcia odznaczały się profesjonalną jakością, powinniśmy...