Sid Vicious nie miał pojęcia o grze na gitarze. Mimo to został basistą punk-rockowej legendy – Sex Pistols. Jego patologiczny związek z Nancy Spungen to pasmo heroinowych zastrzyków i kłótni na głodzie. Był człowiekiem demolką, wiecznie odurzonym hedonistą i jak się dziś przyjmuje, mordercą i samobójcą.
Problem w pokoju numer 100
Zegar w holu Hotelu Chelsea w Nowym Jorku wskazywał 11.00, gdy recepcjonista podniósł słuchawkę telefonu. – W pokoju numer 100 jest problem – oznajmił tajemniczy męski głos. „Nie ma to jak głupi żart przed południem” – pomyślał recepcjonista, ale w poczuciu obowiązku wysłał na górę hotelowego boya.
Tajemniczy telefon nie był głupim żartem. W pokoju numer 100, w łazience, rzeczywiście był problem – odziany w czarny biustonosz i majtki, z długimi platynowymi włosami i nożem wystającym z brzucha. Materac szerokiego łóżka był przesiąknięty krwią.
Wkrótce przybyło pogotowie i policja. Stwierdzono zgon dziewczyny, znaleziono narkotyki i ustalono, że denatka mieszkała w tym pokoju ze swoim chłopakiem. Obyło się bez spektakularnych poszukiwań – Sida Viciousa znaleziono w korytarzu, niedaleko pokoju.
Bas, którego nie słychać
Zanim Sid dołączył do Pistolsów, zespół składał się z perkusisty Paula Cooka, gitarzysty Steve’a Jonesa, basisty Glena Matlocka i ekscentrycznego wokalisty Johnny’ego Rottena. Sid był wówczas biednym nastolatkiem, który po dwóch semestrach nauki fotografii rzucił Hackney College. Uwielbiał Sex Pistols. Szalał na ich koncertach, niejednokrotnie wywołując bójki. To jemu przypisuje się zapoczątkowanie punkowego tańca pogo.
Gdy Glen opuścił grupę w lutym 1977 roku, menedżer Malcolm McLaren wpadł na pomysł by jego miejsce zajął Sid. Chudy młodzieniec w skórzanej kurtce, z postawionymi pofarbowanymi na czarno włosami nigdy nie grał na gitarze, ale był na tyle barwną postacią punkowej społeczności, że zdaniem menedżera mógł przyciągnąć więcej fanów. Na koncertach koledzy wyciszali bas miotającego się po scenie Sida, by uniknąć kakofonicznej kompromitacji. Podczas nagrań partie basu nagrywał gitarzysta Jones.
Sex Pistols wzbudzał kontrowersje. Koncerty były często odwoływane. Podczas wywiadu w Thames Television zespół nie krępował się w używaniu wulgaryzmów wobec prowadzącego Billy’ego Grundy’ego, zwolnionego po feralnym programie. Najsłynniejszym skandalem Sex Pistols było jednak wykonanie „God save the Queen” na Tamizie przepływając statkiem obok Pałacu Westminsterskiego – uczestnicy imprezy zostali osaczeni przez policyjne łodzie i aresztowani.
Heroiną przez galaktykę
Gdy w styczniu 1978 roku zespół udał się w trasę po USA, Sid i Nancy byli już parą (poznali się w październiku). Kochanka, która od heroiny była uzależniona od 15 roku życia, wciągnęła Sida w swój niebezpieczny nałóg. Od dziecka sprawiała problemy wychowawcze i gdy miała siedemnaście lat rodzice wyrzucili ja z domu. Na narkotyki zarabiała prostytucją.
Członkom zespołu coraz trudniej było znaleźć wspólny język. Najwięcej kłopotów sprawiał Sid będący kompletnie pod wpływem Nancy. Muzycy dostrzegali toksyczność związku kolegi, zwłaszcza Johnny Rotten, jednak rozmowy z Sidem były bezowocne.
W końcu zespół rozpadł się, a muzycy wyjechali w różne strony świata – do Los Angeles, Rio de Janeiro, na Jamajkę. Sid trafił w złym stanie do szpitala w Nowym Jorku. Przez kolejne miesiące, występował w solowych projektach (ich owocem jest nagranie coveru Franka Sinatry „My way”), a od sierpnia wspólnie z Nancy mieszkał w Hotelu Chelsea na Manhattanie, znanym z goszczenia Boba Dylana, Patti Smith, Janis Joplin i Jimmy’ego Hendriksa. Do śmierci Nancy (12/13 października 1978) para spędzała czas przyjmując heroinę.
Prezent od mamy
Odurzonego i pijanego Sida zabrano do aresztu. Nie miał pojęcia jak to się stało, ze zabił Nancy. Rozpaczał. McLaren zapłacił kaucję i Sid wyszedł na wolność. 9 grudnia, jako uzależniony od narkotyków, został skierowany na leczenie. Po 55 dniach wyszedł na wolność.
Dzień przed procesem, 2 lutego, zażył śmiertelną dawkę heroiny. Najprawdopodobniej ostatnią działkę narkotyku dostał od mamy, która była dilerką. Choć miał przy sobie pożegnalny list trudno jednoznacznie stwierdzić czy popełnił samobójstwo czy przez przypadek przedawkował.
Prochy Sida Viciousa najprawdopodobniej zostały rozsypane przez jego matkę na żydowskim cmentarzu w Pensylwanii. To tam znajduje się grób Nancy Spungen.