Spider-Man to jedna z największych gwiazd świata komiksów, która wspólnie z takimi postaciami jak Batman czy Superman stała się ikoną popkultury. Przez lata różne wersje Pajęczarza pojawiały się w animowanych serialach telewizyjnych, grach komputerowych, broadwayowskim musicalu oraz trzech aktorskich filmach. Debiutujący właśnie reboot filmowej serii to kolejna wariacja na ten sam temat.
„Niesamowity Spider-Man” wchodzi na ekrany kin z ciężkim bagażem oczekiwań związanych z tegorocznym hitem Marvela „The Avengers” oraz porównań z wcześniejszymi filmami o Człowieku-Pająku. Porównania te pojawiają się nie bez przyczyny. Widać bowiem wyraźnie, że reżyser reboota Marc Webb starał się jak najmniej czerpać z pomysłów swojego poprzednika. Webb stworzył dzieło z wywarzoną granicą między oryginalnością, a uhonorowaniem komiksowego pierwowzoru. Słowa wujka Bena o odpowiedzialności, które stają się później synonimem działalności Spidermana pojawiają się w formie ledwie przypominającej oryginalną, a jednak nie tracą nic ze swojej wymowy.
Tegoroczna wersja daje fanom takiego Spider-Mana, na jakiego czekali od dawna – inteligentnego, wyluzowanego, sypiącego żartami w trakcie walki, a jednocześnie aroganckiego i niedojrzałego. Andrew Garfield świetnie poradził sobie ze sportretowaniem Pająka, nawet postura jego ciała jest odpowiednia. Młody gwiazdor ma swój udział w większości scen, wspomaga go jednak wyjątkowo silna ekipa postaci drugoplanowych – Emma Stone jako Gwen Stacy, Rhys Ifans grający dr. Curta Connorsa czy Martin Sheen jako Ben Parker. Obsada złożona ze znanych, ale zdecydowanie nie pierwszoplanowych gwiazd Hollywood to z całą pewnością duży plus produkcji.
Od strony fabularnej reboot wywołuje mieszane uczucia. Pojawiają się motywy wspólne dla całego uniwersum Spider-Mana, jednak widać starania reżysera, by do z pozoru prostego i nieskomplikowanego filmu włożyć tematy trudniejsze. Kończą się one sukcesem jedynie w przypadku wątków drugoplanowych. Kiedy tylko na ekranie pojawiał się duet Garfield i Stone towarzyszyła temu większa dawka emocji, zaś Martin Sheen to bezapelacyjnie najlepszy wujek Ben w historii i aż żal, że musiał zginąć. Poszukiwania mordercy to jeden z dojrzalszych motywów, jakie kiedykolwiek pojawiły się w filmie o superbohaterze, a ich wynik zaskakuje. Niestety oś główna fabuły, a zwłaszcza jej finałowe sceny, jest tak płytka i bezpłciowa jak to tylko możliwe. Tajemnicze zniknięcie rodziców Parkera związane z działalnością naukową ojca (które, jak sugeruje wpleciona w napisy końcowe scena, będzie motywem przewodnim także następnej części) pozbawione jakiejkolwiek dramaturgii nudzi widza.
Postać dr. Connorsa jest synonimem niewykorzystanej szansy. Ojcowsko-mentorskie relacje z Parkerem oraz dualność motywów po przemianie w Lizarda mają charakter zaledwie kilkunastosekundowych epizodów. Prostota poczynań głównego przeciwnika w „Niesamowitym Spider-Manie” kłóci się z wymową wielu innych ujęć. Podobnych drobnych nielogiczności jest jednak więcej. Po części wynika to z faktu, że film został znacznie skrócony, a luki po wyciętych scenach nie zawsze należycie zamaskowano.
Film o szybującym na pajęczynie chłopaku wydaje się być dziełem, dla którego stworzono technikę 3D, a „Niesamowity Spider-Man” to zdecydowanie potwierdza. Wygenerowane komputerowo sceny akrobatyczne czasem są pełne wdzięku, czasem zrobione z pomysłem i dowcipne. W filmie Webba trójwymiar ma na celu więcej niż tylko zarobienie pieniędzy i poprawia końcowy odbiór dzieła.
„Niesamowity Spider-Man” zadowoli nie tylko fanów bohatera komiksów Marvela, ale też widzów poszukujących lżejszego kina, które nie ucieka jednak od spraw poważniejszych. Choć są momenty, gdy dawka patosu przekracza dopuszczalne granice, to całościowo Spider-Man jeszcze nigdy nie prezentował się na ekranach kin tak dobrze jak teraz.
„Niesamowity Spider-Man”
Data premiery: 4 lipca 2012
Reżyseria: Marc Webb
Scenariusz: James Vanderbilt, Alvin Sargent, Steve Kloves
Produkcja: USA
Czas trwania: 2 godz. 16 min.