"Tom à la Ferme", czyli Dolan inaczej
Nowe dzieło Xaviera Dolana różni się znacznie od jego poprzednich dokonań. „Tom” ma klimat nieco hitchcockowski – miejscami to nawet kino stricte gatunkowe, ale spod ciemnych i opatrzonych mroczną muzyką kadrów wciąż łatwo jest dostrzec rękę „cudownego dziecka filmu”.
Tom z tytułu filmu (w oryginale to „Tom à la Ferme”, czyli Tom na farmie) to chłopak z burzą długich blond włosów i świetną furą, na którą go stać, bo w mieście ma stałą i dobrze płatną pracę.
Na odległą prowincję przybył, by wziąć udział w pogrzebie swojego zmarłego w niewyjaśnionych okolicznościach chłopaka, Guillama. Na miejscu Tom poznaje jego matkę oraz brata, o którego istnieniu nie miał pojęcia. Okazuje się, że Agatha nie wie nic o orientacji seksualnej zmarłego, a jej drugi syn, machowaty Francis, zabrania mu wyjawić prawdę. Mimo kolejnych aktów agresji ze strony Francisa, a także wybuchów histerii Agathy, Tom po pogrzebie decyduje się zostać na farmie i pomóc w gospodarstwie.
Irracjonalne zachowanie głównego bohatera można tłumaczyć żalem po stracie ukochanego, które nie pozwala mu myśleć klarownie. W pewnym momencie miotającemu się w swoich decyzjach Tomowi wydaje się, że na farmie zostanie już na zawsze, i że jest gotów rzucić stabilne i dochodowe życie w mieście w zamian za niezbyt klarowne i abstrakcyjne ideały.
Praca fizyczna wydaje mu się czymś oczyszczającym, ale tak naprawdę do pozostania skłania go bezwolne i fetyszystyczne pożądanie w stosunku do Francisa. Stara się z nim walczyć – przecież starszy brat jego zmarłego partnera nie widzi problemu w egzekwowaniu swoich gróźb i po prostu spuszcza Tomowi łomot, kiedy uznaje to za stosowne – a jednak Francis zbyt przypomina mu Guillama, by mógł tak po prostu to zignorować. Z tym, że jego uczucie musi pozostać platoniczne, bo Francis to przecież homofob i twardziel pierwszej wody.
Po raz pierwszy przy realizacji filmu Dolan posłużył się scenariuszem adaptowanym, a nie autorskim – „Tom a la farme” to pierwotnie sztuka teatralna autorstwa Michela Marca Boucharda. W stosunku do oryginału reżyser ubarwił narrację o mocniejsze i bardziej brutalne sceny przemocy. Było to dla mnie ważne, bo chciałem, aby podczas projekcji widz nie czuł się komfortowo – mówi reżyser. Od skojarzeń z mistrzem gatunku, Hitchcockiem, nie odcina się wcale, mówiąc, że przed realizacją „Toma” zamknął się na cały dzień i obejrzał naraz aż 25 filmów wielkiego twórcy.
Nowe dzieło Dolana wygląda właśnie tak, jakby reżyser zaraz po zakończeniu maratonu wyszedł na zewnątrz i zaczął kręcić, mając przed oczyma „Ptaki” czy „Psychozę”. Tyle tylko, że z historią Toma, którą z powodzeniem można by ubrać w kolorowe szaty poprzednich filmów Dolana, ta stylistyka komponuje się dosyć… egzotycznie. Nie z powodu wykonania, o nie – tutaj młody reżyser po raz kolejny pokazuje, że jest rzemieślnikiem filmu, który nie ma sobie równych na pewno w swoim pokoleniu. Z bezczelnym wyzwaniem rzuconym Hitchcockowi radzi sobie bez trudu, z gracją realizując pełne autentycznego napięcia sceny, takie jak chociażby ta, w której złotowłosy Tom ucieka przed Francisem przez pole równie złotej pszenicy. Rzuca widza w świat mrocznych, owitych mgłą plenerów; doskonale komponuje muzykę i stosuje ją jako komentarz do obrazu bezludnej prowincji, na której ludzie z nudów popadają w skrajną agresję.
Egzotyka nowego dzieła Dolana polega więc na tym, że ten film naprawdę nie jest aż tak straszny, jakim go malują i można się w związku z tym zacząć zastanawiać, czy reżyser nie epatuje tutaj jakąś zawoalowaną satyrą. On sam nie ułatwia zresztą widzowi zadania i wprowadza elementy stricte komediowe, jak przezabawna scena, w której Tom i Francis tańczą w stodole tango. Mogłoby to wszystko wywołać konfuzję, ale podczas seansu dominuje po prostu wrażenie świetnej zabawy – najlepszy dowód, że Dolan nawet jak nie bardzo wie, co chce zrobić, to robi to dobrze.
A nawet najlepiej, przynajmniej jak dotąd, bo „Toma” ogląda się najprzyjemniej ze wszystkich filmów, które Kanadyjczyk popełnił w swojej zawrotnej karierze. Dobrze widzieć, że reżyser się rozwija, a także że nie pozostaje przy sprawdzonej formule i szuka nowych środków wyrazu. O sile „Toma” stanowi także fantastyczne aktorstwo, a brawurowo wypada tutaj sam Dolan w zapadającej w pamięć kreacji głównego bohatera.
Poza tym wielkie brawa należą się Pierrowi-Yves Cardinalowi jako Francisowi. Z kolei Lisa Roy jako Agatha niezwykły popis swych umiejętności dała w scenie, w której podczas kilkunastosekundowego zbliżenia na twarz jej postać przechodzi wszystkie stadia emocjonalne – od błogiego spokoju po skrajną histerię, związaną z poczuciem bycia oszukiwaną co do prawdziwego życia jej zmarłego syna.
http://www.youtube.com/watch?v=KH-I2ta24x8
Dolan stworzył, jak sam mówi, thriller psychologiczny. Choć psychologia jego bohaterów czasem gubi się w spektakularnej formie filmu, a z thrillera miejscami robi się komedia, „Tom” to wciąż kawał solidnego kina, wciągającego swoją historią i nieodparcie pociągającego oniryzmem i magią zdjęć.
Tom
reż. Xavier Dolan
Francja/Kanada 2013
premiera: 16 maja 2014 roku
95 minut