"Reality" niewystarczająco realne
Matteo Garrone, reżyser „Gomorry”, powraca z nową opowieścią o mieszkańcach Neapolu. Tym razem, to nie mafia odciska piętno na zwykłych, szarych Włochach, a pragnienie jednego z nich, by wystąpić w reality show. Skutki można oglądać w komediodramacie „Reality”.
Główny bohaterem filmu jest Luciano, sprzedawca ryb na neapolitańskim rynku, ale muszący prowadzić wraz z żoną Marą lewe interesy, by przeżyć na poziomie. Luciano przelotnie poznaje na weselu znajomych (pięknie sfilmowanego w początkowej scenie) zwycięzcę Big Brothera, Enzo, który popularność wykorzystuje do zarabiania uświetnianiem swą osobą podobnych uroczystości. Po kilku tygodniach dzieci namawiają Luciano, by wziął udział w preeliminacjach do nowej edycji show. Ten kwalifikuje się do głównego castingu i zaczyna wierzyć w dostanie się do programu. Z dnia na dzień coraz bardziej podporządkowuje temu celowi swoje życie.
„Reality” ciekawie się rozpoczyna, akcja z wdziękiem podąża naprzód, gdy nagle, mniej więcej w połowie, film zaczyna zgrzytać. Wszystko robi się zbyt proste, a ciąg przyczynowo-skutkowy przestaje być wiarygodny. Luciano zaczyna podejmować irracjonalne decyzje, na które, o dziwo, przyzwalają jego bliscy i znajomi. Nieautentycznie wypada także fascynacja głównego bohatera Enzą, celebrytą robiącym karierę na tym, że jest „znany, z tego że jest znany”.
Jeśliby na moment zapomnieć o niedociągnięciach scenariusza, „Reality” bezpretensjonalnie i z przymrużeniem oka ukazuje Włochów i właśnie w taki sposób lepiej ten film oglądać – jako obraz unikalnej mentalności mieszkańców Półwyspu Apenińskiego. Ze swą naturalną ekspresją, wszechobecnymi gestami oraz skłonnością do żartów bohaterowie Mattea Garrone promienieją pozytywną energią. Wkładają całych siebie w najzwyklejsze czynności, wspólnie świętują i smucą się, kolegialnie obgadują dręczące ich wątpliwości przekrzykując się nawzajem.
Tym niemniej, tylko wyśmienita kreacja Aniello Areny w roli głównej uratowała film. Na przestrzeni filmu w Luciano dokonuje się niemała metamorfoza, do ukazania której potrzebny był szeroki wachlarz umiejętności, by z nią nie przeszarżować. Aktor doskonale sobie poradził.
Przemiana jest przekonująca na twarzy Areny, ale już nie w warstwie fabularnej. Może Garrone powinien zmienić zespół przygotowujący z nim scenariusze, gdyż to kolejne po ekranizacji „Gomorry” scenopisarskie rozczarowanie. A że da się sugestywnie ukazać historię o niebezpieczeństwach związanych z nadmierną chęcią wystąpienia w programie telewizyjnym, udowodnił choćby Darren Aronofsky w „Requiem dla snu”, gdzie podobny los spotkał matkę głównego bohatera. Tyle że ją scenariusz tamtego filmu wysłał na dietę amfetaminową. U Garrone, natomiast, rozwiązania fabularne nie do końca przekonują.
„Reality” w polskich kinach od 26 kwietnia.
„Reality”
Włochy, 2012, 110 min.
reżyseria: Matteo Garrone
Nasza ocena 6/10