Z fotoreportażem jak z pisaniem. Różnica taka, że zamiast słowami historię opowiada się ujęciem. O zdjęciach Magdaleny Chodkowskiej, zrobionych w czasie podróży po Kirgistanie i Chinach mówią Wojciech Druszcz i Adam Pańczuk.
Rozmawiał Jan Dąbkowski
Co czyni fotografowanych ludzi bohaterami?
Wojciech Druszcz: Pomysł fotoreportera na to, jak ich umieścić w historii. Mogą być ważni lub pozostawać pretekstem do pokazania innej rzeczywistości. Bohaterem może być też sytuacja.
A jak jest na tych zdjęciach?
WD: Zaniepokoił mnie fakt, że nie ma tematu. To cykl przypadkowych zdjęć z podróży – lepszych i gorszych, które nie układają się w całość.
Adam Pańczuk: To jest mydło, widło i powidło. O pojedynczych zdjęciach można dyskutować, ale to nie jest dziennik ani notatnik czy pamiętnik z podróży. Miałem nadzieję, że może pociąg będzie scalał opowieść.
WD: No tak – pociąg albo jedna postać. Mogłaby być to opowieść o kobiecie, która jedzie dokądś pociągiem. Nie ma tu pomysłu na fabułę. Nie jest to skomponowany fotoreportaż, który ma swoje prawa, np. różnice planów. Niczego się nie dowiedziałem ani o miejscach, ani o ludziach.
AP: Tylko, że było słońce i poprzepalało biele.
WD: No tak, ale nad tym można popracować, a tu dobór zdjęć jest dziwaczny, bo gdyby to była historia jednej osoby, która skądś rusza i gdzieś dojeżdża, choć i to jest za mało. Musi być przynajmniej pomysł formalny, który te zdjęcia łączy.
AP: Na pojedynczych zdjęciach też nie widzę wysiłku, żeby wejść w sytuację.
Jaki wysiłek jest potrzebny, żeby zdjęcia były dobre?
AP: Zawsze trzeba znaleźć: „po co” i „co”. Wtedy jest punkt wyjścia i można się zastanowić, jak zdjęcie ma wyglądać, gdzie stanąć i jak je zrobić. Nie można robić zdjęć tylko dlatego, że „jest ciekawie”.
WD: Nie można ulegać fascynacji samym miejscem i jego egzotyką. To za mało, żeby zafascynować widza, któremu pokazuje się zdjęcia. Przede wszystkim trzeba mieć pomysł, co chcę pokazać. Sam fakt, że się jedzie pociągiem, że się było tu czy tam, to za mało, żeby ułożyć historię.
Jechać z tematem gotowym, czy szukać go w trakcie?
WD: Ideałem byłoby się przygotować – wiedzieć, gdzie się jedzie i wymyślić z góry temat. Oczywiście nie zawsze jest to możliwe.Poza tym, nie zawsze wiemy, na co się natkniemy. W trakcie podróży można wymyślić historię, którą się potem fotograficznie kontynuuje. Ale musi być jakiś pomysł i połączenie formalne.
Jakimi środkami można to osiągnąć?
WD: Wszystko zależy od inwencji fotoreportera. Musi wymyślić formę, która scali zdjęcia, lub robić takie, które przekonają treścią. To jest tak, jak z pisaniem. Wyobraźmy sobie, jak moglibyśmy opisać ten fotoreportaż: „Spotkałem panią Z. Stoi chłopak.” – wychodzi bełkot. Należy sobie pomyśleć: ja jestem tutaj, wydaje mi się ciekawie, ale czy ja tym kogokolwiek zainteresuję? A fotoreportaż powinien mieć fabułę, tak jak reportaż ma opowieść. Tak, jak się czyta ciekawą historię. To najprostszy sposób.
Trudna jest jego realizacja?
AP: Na początku pracy fotoreporterskiej pojechałem do Izraela. Przywiozłem coś bardzo średniego i ktoś mi powiedział, że zdjęcia są, bo są. Zdenerwowałem się i powiedziałem, że już więcej tak nie będzie. Wziąłem się za siebie i zacząłem myśleć. Jak jechałem do Indii, to miałem kilka stworzonych tematów i wymyślone sposoby robienia zdjęć. Moje wyobrażenie nie miało jednak nic wspólnego z tamtą rzeczywistością. Na miejscu wymyśliłem zupełnie nowy temat – na to trzeba być otwartym.
Jak rozpoznać dobry temat?
AP: Musi o czymś szerzej mówić. Gdy pojechałem do Indii i chciałem zrobić fotoreportaż o dzieciach z Kalkuty, moje myślenie – jak to może wyglądać, jak tam może być – okazało się naiwne. Zobaczyłem, że to w ogóle nie gra. I wpadłem na temat o rikszarzach. Myślałem punktami wyjścia – jak to będzie wyglądać, że trzeba pokazać rodzinę, pracę, odpoczynek, jeszcze kłótnie z klientami. Potem, gdy chodziłem po ulicach, szukałem elementów tej historii.
WD: Trzeba umieć obserwować i kojarzyć – to dwie główne cechy. Wtedy nagle okazuje się, że ma się pomysł na fotoreportaż.
A czego nie można robić?
AP: Nie można ulegać fascynacji. I nie warto robić kalek zdjęć znanych miejsc, „bo ktoś to już zrobił, to będzie fajne”.
WD: Każdy początkujący fotoreporter przechodzi przez szukanie tematów, jak przez chorobę dziecięcą. Jest jakieś 10 tematów bardzo atrakcyjnych wizualnie, które się dzieją w Polsce, jak Górka
Klasztorna, pielgrzymka do Częstochowy, targ koński. Zdjęcia wychodzą bardzo efektownie, ale żeby zrobić jeszcze jeden fotoreportaż, trzeba mieć wybitny pomysł.
Czym jest dla mnie fotografa..?
Jest sposobem na zbliżenie do człowieka. Dzięki podróży i fotografi inni oni i obca ja to my. Mimo tego, że podróżowałam sama, nigdy sama nie byłam.
Chciałabym zbliżać, zaciekawiać odbiorcę. Pokazanie prawdy poprzez szok, kontrast i cierpienie jest czasem potrzebne, żeby jakiemuś przesłaniu dać szansę przebicia w natłoku informacji w mediach.
Ale chciałabym fotografować z szacunkiem dla drugiego człowieka, nie chcę być antropologicznym paparazzi (w sensie negatywnym). Wolę stawiać akcent na tym, co nas łączy, nie dzieli. Oczywiście chcę podpatrywać, ale także mieć kontakt, nawiązać dialog, nie tylko podglądać.
Czasem jest cienka granica pomiędzy żerowaniem na cierpieniu, a chęcią pomocy przez zwrócenie uwagi. Nie mam na tyle doświadczenia, ani pewności, że jej nie przekroczę, więc były momenty, kiedy opuszczałam obiektyw. Staram się trzymać założenia zbliżania, szacunku, wspólnego mianownika.
Magdalena Chotkowska
Sylwetka autorki zdjęć
Magdalena Chotkowska (ur.1981) jest studentką UW – Instytutu Krajów Rozwijających się oraz Instytutu Dziennikarstwa (specjalizacja fotograficzna).
Zdjęcia wchodzące w skład fotoeseju zostały zrealizowane podczas podróży po Kirgistanie i Chinach (Kaszgar, Urumczi, Pekin), którą Magda odbyła w okresie sierpień-wrzesień 2006 r.