Widząc plakaty nowego filmu Antoinea Fuquy, większość widzów zapewne pokręci jedynie z zażenowaniem głową, bo oto powstał kolejny remake, żerujący na legendzie starego, dobrego pierwowzoru. Jednak w zgodzie z popularnym przysłowiem, że ,,nie należy oceniać książki po okładce’’, warto przyjrzeć się produkcji, nim się ją skrytykuje. Okazać się może bowiem, że trafiliśmy na wyjątek. I tak też jest w przypadku nowych Siedmiu Wspaniałych.
Opis tego filmu najlepiej zacząć oczywistym stwierdzeniem, że jest to western. I to na dodatek western w dosłownym tego słowa znaczeniu. Historia siedmiu śmiałków, którymi kierują różne pobudki i którzy wywodzą się z różnych kręgów, ale zarazem mają jeden cel – pomóc biednym i uciskanym. Brzmi znajomo, prawda?
Pojedynki rewolwerowców, konna jazda, Indianie, picie w Saloonie oraz zapierające dech w piersiach widoki to niezbędne dla tego gatunku elementy, których w nowych Siedmiu Wspaniałych rzecz jasna nie brakuje. To wszystko składa się na niepowtarzalny klimat Dzikiego Zachodu, który z ekranu wręcz się wylewa.
Niestety, nie można też nie wspomnieć o kilku hollywoodzkich natręctwach, które w filmie się pojawiają i gdzieniegdzie przekłamują historię. Choć bez wątpienia przyświeca temu szczytna idea, to jednak obsadzenie w jednej drużynie przedstawicieli tylu narodowości nie jest wiarygodne. Zwłaszcza, jeśli weźmiemy pod uwagę realia tamtych czasów, bardzo dobrze ukazane w Westernach w reżyserii Quentina Tarantino, czyli w Django czy Nienawistnej Ósemce. Koniec końców można jednak przyjąć, że film to tylko film, a jego głównym celem jest dostarczenie nam rozrywki. Czepianie się szczegółów nie zawsze jest wskazane.
Jeśli chodzi o aktorstwo to wiarygodnemu, choć nieco zbyt patetycznemu Denzelowi Washingtonowi podium skradł Chris Pratt. Aktor zasługuje na szczególne wyróżnienie. Od czasu występu w marvelowskich Strażnikach Galaktyki bez wątpienia pnie się w górę po szczeblach karierowej drabiny. Trzeba jednak przyznać, że miał do zagrania zawadiacką postać, która zwraca na siebie uwagę i dostała dużo czasu ekranowego. Niestety, nie można tego samego powiedzieć o pozostałych pięciu Wspaniałych. Choć film krótki nie jest (132 minuty), to wyraźnie zabrakło czasu na rozwinięcie niektórych postaci, które zapowiadały się obiecująco. Do tego grona zalicza się też czarny charakter, którego motywacje i działania są boleśnie wręcz oczywiste.
Muzyka nie jest elementem zaskakującym, ale to niekoniecznie znaczy coś złego. Charakterystyczna westernowa nuta, która podczas seansu rozbrzmiewa niejednokrotnie, zachęca do tego, by samemu chwycić do kabury po rewolwer i wziąć udział w ekscytującej strzelaninie.
Podsumowując, Siedmiu Wspaniałych w reżyserii Antoinea Fuquy to film bardzo dobry w swojej klasie. Widowiskowy western z porywającą akcją, który na pewno nie pozwala się nudzić. Choć, czego można się było spodziewać, nie przyćmiewa swym blaskiem pierwowzoru, to bez wątpienia jest jego godnym następcą.