„Ta rewolucja nie będzie transmitowana” to jeden z ostatnich filmów na festiwalu Afrykamera. Dzięki afrykańskiej optyce, możemy zobaczyć jak o tej części świata mówią ludzie, którzy tam żyją.
Młoda reżyserka z Senegalu – Rama Thiaw w swoim dokumencie przedstawia zamieszki związane z wyborami prezydenckimi. Abdoulaye Wade walczy w nich o reelekcję, na co nie chce się zgodzić senegalska społeczność. Kilkanaście dni przed wyborami na ulicach Dakaru dochodzi do licznych manifestacji przeciwko jego kandydaturze. Ludzie ze skrzyżowanymi rękami w górze, niczym niewolnicy, krzyczą, że mają dość. Tak rodzi się ruch Y’en a marre, któremu przewodzą raperzy grupy Keur gui: Thiat, Kilifeu oraz ich DJ – Gadiaga.
Muzycy, którzy są głównymi bohaterami filmu mówią o swojej dumie z tego, że pociągnęli za sobą rzesze ludzi, którzy razem z nimi walczyli o swój kraj w krwawych zamieszkach, mimo że charakter ich protestu był pokojowy (ze strony manifestantów). Jak w filmie mówi jeden z nich: Rap to sposób na wyrażenie niesprawiedliwości. Sami nie angażują się w politykę, jedynie obnażają jej czarną stronę i dążą do zmian.
W oczach Europejczyka konflikt w Senegalu jest odległy i niezrozumiały. Mało o nim wiemy, słyszymy, dlatego oglądając ten film widz może czuć się zagubiony, ponieważ nie wszystko jest wyjaśnione. Już na początku, po pierwszych scenach frywolnych rozmów bohaterów, pokazana jest manifestacja, jednak nie bardzo wiadomo przeciwko czemu, polityczny kontekst nieco się rozmył, co utrudnia pełne zrozumienie. Dla mnie najbardziej jasnym przekazem były piosenki, które wprost mówiły, czemu rewolucja wybuchła. Chwilami irytujący bywa, zaczerpnięty z Hollywoodzkich filmów gangsterskich, sposób opisywania postaci (coś jak czołówka filmu „Przekręt”). Moim zdaniem nie pasuje do charakteru dokumentu, który nie jest komedyjką o głupich gangsterach a historią o rewolucji.
Oglądając ten film można próbować znaleźć podobieństwa na gruncie polskim. „Beats of freedom” również przedstawia walkę z nieprzyjaznym systemem przez wyrażanie się w muzyce. Mowa o młodych zbuntowanych ludziach, którzy wbrew władzom doskwierającym im na każdym kroku robią to, w to co wierzą. A wierzą w muzykę i że kiedyś będzie lepiej. Tak samo jak Senegalu.
Myśląc o Afryce łatwo wyobrazić sobie pustynię, na której żyje jakieś zagubione plemię wypasające kozy. Festiwal Afrykamera pokazał, że współcześnie ten kontynent jest bardzo nam bliski, zróżnicowany. O wiele bardziej rozwinięty niż możnaby przypuszczać. Dlatego rodzi się konkluzja, że wszyscy myślimy podobnie, pragniemy tej samej, bezcennej wolności. Niezależnie czy mieszkamy w Polsce, czy nad oceanem.