Afryce łatwiej przyszło wyrwanie się spod politycznego panowania kolonizatorów niż porzucenie zaszczepionych przez nich wartości. Jej mieszkańcy gonią za typem szczęścia zdefiniowanym przez świat Zachodu. Indywidualizm i egoizm są jednak czymś nowym dla ludzi, którymi niegdyś opiekowała się cała lokalna społeczność.
Tak, jak w filmie senegalskiego reżysera Hubert Laba Ndao „Dakar nocą” („Dakar trottoirs”). Tu członkowie gangu handlującego marihuaną, niegdyś bezdomni, marzą o pieniądzach. Przywódca, Sirou, chce ułożyć sobie życie z Sallą, którą zna od dziecka. Oboje pragną czegoś więcej niż mieszkanie w squacie. Wkrótce dziewczyna poznaje bogatego prawnika mogącego urzeczywistnić jej marzenia o luksusie i bezpieczeństwie. Tymczasem grupa Sirou zaczyna mieć poważne problemy.
Film pokazuje młodych ludzi żądnych wrażeń i wielkich pieniędzy. Bohaterowie krążą pomiędzy targowiskami a nocnymi klubami wydając pieniądze ze sprzedaży narkotyków. Jedynymi wzorami, które chcą naśladować są gangsterzy, więc nie płacą taksówkarzowi za usługę, a płyty winylowe służą ich dziewczynom do wachlowania się. Szpanują niezbyt nowymi samochodami, a do szampana zamawiają kurczaka z frytkami. Obok dogorywania tradycji i rodzenia się nowej religii – materializmu – powstaje świat rodem z amerykańskich filmów akcji. Świat gangów, prostytutek i skorumpowanych gliniarzy.
„Dakar nocą” to sprawnie zrealizowany film, z wprawiającą w niepokój muzyką Didiera Awadi. Jego wady, tj. chaotyczny scenariusz i chwilami nieporadne aktorstwo, nie burzą sugestywnego klimatu brutalnej walki o marzenia pośród równie zdeterminowanych mieszkańców metropolii.
Splendor Nolywood
Mniej przytłaczający jest klimat jednego z filmów pokazywanych w sekcji Nowe Kino Nigeryjskie – „Od bohatera do zera” („Heroes & Zeroes”) w reżyserii Nijiego Akanni. Twórca od lat pracujący w Nollywood drwi w nim ze swojego środowiska.
Głównym bohaterem jest Amos Fele, niegdyś jeden z najlepiej opłacanych nollywoodzkich reżyserów. Będąc przekonanym o swoim wyjątkowym talencie staje się zblazowaną gwiazdą wikłającą się w liczne romanse. W efekcie zaniedbuje zarówno żonę, jak i domowy budżet. Dla pieniędzy zgadza się wyreżyserować niezbyt ambitną superprodukcję, której scenariuszem gardzi. Podczas castingu do filmu poznaje intrygującą aktorkę i zaczyna mieć na jej punkcie obsesję, przez co traci zainteresowanie pracą.
Oglądając „Od bohatera do zera” widzimy Afrykę inną od tej znanej nam z mediów. Nie zobaczymy tu ludzi głodujących na pustyni ani plemiennych wojen. Bohaterowie należą do wyższych sfer lub do nich aspirują, jak robiący błyskawiczną karierę dziennikarz tabloidowy. Sam reżyser ma pieniądze, kobiety i liczne sukcesy na koncie, jednak to wszystko nie daje mu spełnienia. Podobnie jak innym bohaterom, wciąż czegoś mu brakuje, przez co często traci panowanie nad sobą i wpada w kłopoty.
Trzeba się liczyć z faktem, że nigeryjskie kino potrafi nieźle zaskoczyć nieprzyzwyczajonego do Nollywood widza. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że oglądamy mieszankę dynamiki i intryg „Mody na sukces” z dydaktyzmem rządowych akcji edukacyjnych – dowiedzieć się bowiem możemy, jak ważne są organizacje pozarządowe i demokracja uczestnicząca. Film warto jednak obejrzeć dla specyficznego humoru i leniwego klimatu, którym patronują puszczane w kółko wariacje na temat „Don’t worry, be happy” Bobby’ego McFerrina.
Broadway w Ghanie
W zestawieniu z poprzednimi produkcjami „To wina hajsu” („Coz ov moni”) jest prawdziwym dziwadłem. Ten pierwszy na świecie musical w języku pidgin english, nakręcony przez ghanijskiego autora wideoklipów Kinga Luu, jest właściwie teledyskiem albumu koncepcyjnego.
Bohaterowie, rapowy duet M3NSA i Wanlov the Kubolor, czyli zespół FOKN BOIS, budzą się rano w Akrze, stolicy Ghany. Mają odebrać pieniądze od dłużnika i przygotować się do szalonej nocy w klubie. Przy okazji przeżywają mnóstwo mniejszych i większych przygód ukazując nam codzienne życie mieszkańców swojego miasta. Druga część filmu, również pokazywana na festiwalu, jest bezpośrednią kontynuacją fabuły sprytnie zawieszonej w momencie kulminacji. W obu prawie nie ma mówionych dialogów, muzycy komunikują się ze sobą i z innymi rapując.
Już w drugiej scenie bohaterowie tańczą na ulicy razem z przechodniami, śpiewając: „To pieniądze dają władzę”. Z pozoru nie interesuje ich nic, poza kasą, jedzeniem i dziewczynami. Jednak ironiczny styl raperów sprawia, że ciężko jednoznacznie stwierdzić, co jest prawdą, a co jedynie grą ze stereotypami na temat Afryki. FOKN BOIS zdają się równie mocno kpić z absurdów swojego kraju, przekupnych policjantów, jak i z Amerykanów czy – szerzej Zachodu. Między pełnymi absurdu scenami składają hołd wielkim ciemnoskórym, jak Nelson Mandela czy Louis Armstrong, a także narzekają na wszechobecny kult pieniądza i bandytyzm.
Zdaniem raperów, obecnych na tegorocznej Afrykamerze, film stał się w Ghanie kultowy. Wątpliwe, że taki sam status osiągnie w Polsce, jednak tu winne są bardziej problemy z dystrybucją i promocją niż samo dzieło. Pierwszy pidżynowy musical otrzymał bowiem gromkie brawa od publiczności zgromadzonej w warszawskim kinie Luna. To chyba najlepsza rekomendacja dla tego pełnego energii, humoru i dobrej muzyki filmu, zdolnego trafić do widza, któremu obce są afrykańskie realia.