Mimo istnienia od ponad pół wieku niepodległego demokratycznego państwa, w którym wszyscy obywatele powinni być równi i wolni, hierarchię kastową w Indiach wciąż traktuje się jako narzędzie segregacji społecznej. Na samym dnie powstałego przed wiekami systemu, a wręcz poza nim, znajdują się dalici – próbujący wyrwać się z sideł religijnych nakazów, skreśleni według tradycji, lecz uprzywilejowani według prawa.
Rozpoznać dalitę jest trudno i łatwo zarazem. Nie wyróżnia się przecież cechami fizycznymi spośród reszty społeczeństwa. Zdradza go jednak strój i wykonywana praca, ale przede wszystkim nazwisko i certyfikat kastowy. Dalitów w Indiach Jest 180 milionów. Pozbawieni łaski bożej, bez prawa do reinkarnacji, żyją najczęściej w skrajnym ubóstwie i permanentnym poczuciu dyskryminacji. Wierzą, że to ich karma – kara za grzechy popełnione w poprzednich wcieleniach.
Armia brudnych cieni
W jednej ze świętych ksiąg hinduizmu – Rygwedzie – zapisany jest hierarchiczny podział społeczeństwa hinduskiego według wykonywanych zawodów na warny (podobnie do średniowiecznych stanów europejskich) i tysiące dźati (popularnie nazywane kastami, mniejsze grupy plemienne w ramach warn), co w dosłownym tłumaczeniu oznacza „urodzenie”. Przynależność do jednej z kast staje się bowiem piętnem na całe życie, a awans społeczny możliwy jest tylko poprzez reinkarnację w kolejnym wcieleniu, jeśli dobre uczynki na to pozwolą. Hindusi wierzą, że warny tworzące system społeczny są dziełem Brahmy, Stwórcy Wszechświata, który najwyżej w hierarchii umiejscowił braminów (kapłanów, filozofów, uczonych), potem kszatrijów (polityków, urzędników, wojskowych), wajśjów (kupców, rolników, rzemieślników) a na końcu śudrów (służbę, robotników). W cieniu ich wszystkich funkcjonuje jednak odrębna grupa ludzi wykluczonych z systemu kastowego – dalitów nazywanych też pariasami lub niedotykalnymi.
Dlaczego nie wolno ich dotknąć? Status dalitów zapisany jest w Księdze Manu – ten swoisty komentarz do świętych ksiąg hinduizmu utożsamia ich z psami, kogutami i świniami, kojarzonymi przez hindusów z nieczystością. Niekiedy nawet spojrzenie niedotykalnego lub kontakt z jego cieniem uważa się za przewinienie duchowe, które wymaga natychmiastowej rytualnej kąpieli oczyszczającej. A to dlatego, że zostali oni namaszczeni do wykonywania zajęć niegodnych wyższych kast – wymagających kontaktu ze zwłokami, padliną, krwią, potem i ekskrementami. Są wśród nich palący ciała w czasie pogrzebów, rybacy, rzeźnicy, szewcy i garbarze wyprawiający skóry zwierzęce, zamiatacze ulic, czyściciele latryn i pracze.
Na kolana przed braminem
„Człowiek z niższej kasty, który próbuje usiąść na tym samym miejscu, co człowiek z wyższej kasty, powinien zostać naznaczony na biodrze i wygnany lub mieć okaleczone pośladki” – powiada Prawo Manu. Obecnie sytuacja powoli zmienia się na skutek prowadzonej od lat przez władze indyjskie polityki emancypacji, jednak wciąż dalici są dyskryminowani w codziennym życiu.
W biedniejszych regionach, szczególnie na południu Indii, gdzie stosunek do „podludzi” bywa wyjątkowo wrogi, mieszkają całe wioski niedotykalnych, tworząc bezpieczne enklawy, wyizolowane od reszty społeczeństwa. Kpiny, szykany i akty przemocy wobec dalitów nie są rzadkością, jednak policja często nie reaguje, lub staje po stronie atakującego. Pariasi zmuszani są do korzystania z osobnych toalet, jedzenia w osobnych pomieszczeniach lub na zewnątrz. Wodę, której wszędzie w Indiach brakuje, pariasi mogą czerpać jedynie ze studni używanej przez pobratymców np. w innej wiosce kilka kilometrów dalej.
W większych miejscowościach „pozakastowi” wedle obyczaju nie mają wstępu do parków i świątyń, modlą się na zewnątrz. Gdy dalit wchodzi do pomieszczenia pełnego ludzi, „czyści” wychodzą. Wciąż zdarza się, że niedotykalni padają na kolana przed braminem. Skrajną formą nienawiści międzykastowej jest tzw. bramiński terroryzm, którego dalici padają ofiarami, często w brutalny sposób – wieszani, paleni, ćwiartowani. Gdy w lokalu poproszą o herbatę, są pytani o pochodzenie. Odpowiadając „dalit” otrzymują ją w szklanym naczyniu, które muszą potem dokładnie umyć – nikt nie dotknie zbrukanych dalickich przedmiotów.
Dzieci Boga i procenty wolności
Jak każda grupa uciśniona walcząca o swoje prawa, również i niedotykalni mają swoich bohaterów. Jednym z nich był Mahatma Gandhi, który nazywając niedotykalnych harijan, czyli „dzieci Boga”, manifestował ich równouprawnienie. Razem z innym twórcą wielkiego ruchu emancypacji dalitów Bhimrao Ramji Ambedkarem, doprowadził do sformułowania art. 17 konstytucji Indii z 1947 roku, mówiącego o zniesieniu „niedotykalności” i zakazie jej praktykowania, pod groźbą kary. Ambedkar, jako pierwszy w historii niedotykalny z wyższym wykształceniem zdobytym na Zachodzie i z bagażem doświadczeń demokracji, powrócił, by zmieniać swój kraj. Dzięki jego staraniom indyjskie prawo uznało dyskryminację dalitów za nielegalną. Ponad tysiącu grup przyznano specjalny status Scheduled Caste (posiadają one certyfikat kastowy) gwarantujący ochronę, możliwość mieszkania w miastach, prawo do edukacji, a nawet udziału w polityce – w pracach rządu, władz lokalnych i parlamentu. „System rezerwacji”, jak go nazwano, obejmuje 15% miejsc (w tym 5% dla kobiet-dalitek), zagwarantowanych przedstawicielom społeczności dalickiej w tych wszystkich sferach, by włączyć ich w życie społeczne kraju, ograniczyć dyskryminacyjne zachowania oraz wyciągnąć z biedy i 90-procentowego analfabetyzmu.
Hinduska demokracja
Mimo pomocy rządu i gwarancji prawnych praktyka funkcjonowania państwa i społeczeństwa indyjskiego w demokracji pokazała, że tradycja wciąż stoi ponad prawem. Faktem jest, że coraz częściej dzieci dalitów chodzą do szkół, jednak wciąż nie wyzbyto się starych przyzwyczajeń – mali pariasi nie jadają posiłków razem z innymi, siedzą z tyłu klasy, mają kłopoty z zaliczaniem przedmiotów. System rezerwacji gwarantuje też młodym niedotykalnym określoną pulę miejsc na uczelniach, choć na podjęcie studiów decyduje się jedynie co dziesiąty. Rynek pracy też nie jest dla nich łaskawy – najczęściej wykonują niskopłatne prace, nie wymagające kwalifikacji. Niedotykalni zasiedlają obrzeża większych miejscowości lub mieszkają w miastach, gdzie nie są już tak otwarcie szykanowani jak przed laty, choć całkowitej akceptacji próżno szukać.
Chętniej za to dalici zasiadają we władzach lokalnych i zajmują publiczne stanowiska, by zdobyć przychylność ogromnego elektoratu, sięgającego w niektórych stanach nawet 30%. Dzięki zaangażowaniu w politykę, karierę oraz międzynarodowy posłuch zyskali wywodzący się z grupy dalitów m.in. pierwszy dalicki prezydent Indii w latach 1997-2002 Kocheril Raman Narayanana – wykształcony na London School of Economics, zaangażowany w ruch niepodległościowy, piął się po szczeblach kariery politycznej od parlamentarzysty, przez funkcje ministerialne w latach 80. i 90., aż na sam szczyt. Ze środowiska niedotykalnych wywodził się również Kanshi Ram – założyciel i pierwszy przywódca partii Bahujan Samaj Party (BSP) reprezentującej interesy pozakastowych w parlamencie oraz późniejsza przywódczyni BSP i czterokrotna premier stanu Uttar Pradesh, wykształcona prawniczka i działaczka na rzecz polepszenia losu dalitów – Kumari Mayawati.
Również organizacje pozarządowe angażują się w walkę o los „pozakastowych”. Działające nie tylko w samych Indiach, jak Narodowa Konfederacja Organizacji Dalickich, ale również na Zachodzie – Dalit Freedom Network, Dalit Solidarity czy Dalit Foundation, to tylko niektóre z nich. W tym roku uruchomiona została kampania Article 17 organizowana przez Video Volunteers. Nawiązuje ona do konstytucyjnego zapisu o zniesieniu niedotykalności i polega ona na gromadzeniu nagrań wideo dokumentujących akty przemocy wobec dalitów. Także kobiety mają silną reprezentację w środowisku NGO za sprawą założycielki Women’s Voice, Ruth Manoramy, która za swoją działalność na rzecz kobiet-dalitek została w 2005 roku nominowana do Pokojowej Nagrody Nobla.
Czas buntu
Mimo wszelkich starań polityków i działaczy społecznych o poprawę losu niedotykalnych, wielu z nich wciąż doświadcza ostracyzmu społecznego związanego z pochodzeniem. Chcąc zerwać z opresją religijną, poszukując wolności i równości praw, decydują się na zmianę wiary. Najczęściej wybierają buddyzm – religię misyjną, miłości, jedności i pokoju. Sam Ambedkar, widząc jak jego wysiłki w walce o równe prawa i godne życie dla swoich ziomków są niweczone, 14 października 1956 r. dał początek ruchowi buddyjskiemu wśród pariasów. Występując przed wielotysięcznym tłumem zgromadzonych w Naqpur, dokonał pierwszej w historii publicznej konwersji, za której przykładem idzie, szczególnie w ostatnich latach, coraz większa rzesza „pozakastowych”. Nie tylko zresztą buddyzm przyciągnął do siebie nowych wiernych. Dalici decydują się także przyjąć wiarę chrześcijańską lub islam.
Publiczne „rytuały przejścia” tylko w ostatniej dekadzie zabrały hindusom kilka milionów wyznawców. Towarzyszą temu również wielkie protesty uliczne, jak choćby masowe wystąpienia w 2001 roku w Delhi w rocznicę śmierci Ambedkara czy w 2006 roku w Maharasztrze, w proteście przeciwko przemocy wobec pariasów, masowa głodówka w 2011 roku czy protesty studenckie w 2013 roku.
Faktem jest, że głos niedotykalnych zaczyna być słyszalny, a prawa akceptowane – choć wciąż w zbyt małym stopniu, ustępując uprzedzeniom i nienawiści. Proces zmiany świadomości to rzecz trudna bez wątpienia. Szczególnie gdy wkracza na grunt trzech tysięcy lat historii pośród hindusów przywiązanych do religijnie usankcjonowanej hierarchii społecznej. Wiele lat minie zanim dalici, nawet w krzepnącej zwolna demokracji, staną się w pełni akceptowaną grupą. Jak bowiem powiada prawo Manu: „Niech imię bramina oznacza pomyślność, kszatrija powiązane będzie z mocą, wajśja z bogactwem, ale imię sługi niech wyraża pogardę”.