Teatr Muzyczny Roma po raz kolejny udowodnił, że potrafi zachwycać publiczność. Tym razem obyło się jednak bez wjeżdżających na scenę statków czy strzelania z muszkietu. Wystarczył śpiew, taniec, muzyka i odpowiednie operowanie światłem tak, aby każdy, kto o 19-tej siedział na widowni w Warszawie, znalazł się nagle w Berlinie o 4 nad ranem
Na początku, siedzący za sceną zespół muzyczny w jak zwykle w niekonwencjonalny sposób przypomniał o wyłączeniu telefonów i zakazie robienia zdjęć. Później jednak cała Nova Scena (i widownia też) pogrążyła się w ciemności. Słychać było tylko pojedynczy męski głos. Narrator opowiadał, że jest barmanem w Berlinie i opisywał swoich gości. Przyznał, że nad ranem przypominają oni żyjące trupy. Po tych słowach weszli aktorzy chwiejąc się jak zombie. Zaczynają tańczyć i śpiewać piosenkę o Berlinie, przy akompaniamencie zespołu.
W takiej konwencji utrzymane jest całe przedstawienie. Na przemian prezentowane są piosenki oraz wypowiedzi narratora. Te ostatnie mają charakter bardziej refleksyjny niż rozrywkowy – choć czasem potrafią też rozśmieszyć. Poruszają takie tematy jak granica między życiem a śmiercią, samotność czy bezsensowność niektórych ludzkich działań.
Piosenki za to mają już charakter typowo kabaretowy. Jest to jednak kabaret bardzo inteligentny, kierowany raczej do wymagającego odbiorcy i prezentowany z dużą klasą. Aktorom bardzo często udaje się zaskoczyć widzów (np. gdy spokojny na pozór mężczyzna okazuje się terrorystą, a barman z wiadra z lodem zamiast szampana wyciąga… ludzką głowę!) Co prawda nie brakuje tematyki politycznej, podtekstów seksualnych czy wulgaryzmów, są one jednak wprowadzane z wyczuciem. Teksy piosenek, obfitujące w zabawne gry słowne, przywodzą na myśl klasykę polskich kabaretów, takich jak Dudek, Piwnica pod Baranami czy Kabaret Starszych Panów.
Z kolei stroje aktorów (np. wysokie czarne cylindry) i treść niektórych piosenek (wzmianki o Martinie Dietrich) kojarzą się z kabaretami przedwojennymi. Już samo umieszczenie akcji w stolicy Niemiec budzi skojarzenie ze słynnym Kabaretem. Zresztą, prezentowane piosenki są tłumaczeniem dzieł najwybitniejszych twórców niemieckiego kabaretu: Friedricha Hollaendra, Mischy Spoliansky’ego, Kurta Tucholskiego. Jednocześnie inne przesłanki wskazują, że akcja dzieje się w czasach późniejszych. Ale tak naprawdę ustalenie epoki nie jest ważne – liczy się po prostu dobra i inteligentna rozrywka.
Berlin przedstawiony jest w piosenkach jako współczesny Babilon – miasto grzechu, zepsucia i upadku moralnego. Niemal w każdym utworze pojawia się motyw zbrodni, dewiacji seksualnej, czy innej patologi społecznej. Ale tak ukazane miasto ma jednak swój specyficzny urok. Jak przystało na opowieść o Berlinie – nie zabrakło też języka niemieckiego. Jest on oczywiście wykorzystywany do tworzenia efektu komicznego – np. fragment kolędy „O drzewko me” w oryginale czy symultaniczne tłumaczenie jednej z piosenek na język Goethego.
Każdy element tego spektaklu zasługuje na pochwałę. Ciekawe, niebanalne, a jednocześnie zabawne teksty piosenek przy akompaniamencie zespołu grającego na żywo (m.in. gitara, saksofon, klawisze, bas, perkusja). Do tego gra aktorska na wysokim poziomie oraz próby budowania interakcji z widownią (niestety nie tak udane jak w „Tańcu Wampirów”). Wszystkie cztery występujące w przedstawieniu osoby wspólnie tańczą i śpiewają, w tańcu prym wiodą raczej Rafał Maserak i Anna Głogowska, a w śpiewie Kacper Kuszewski i Katarzyna Zielińska. Dodatkowo atmosferę buduje też umiejętne operowanie światłem. A zatem każdy, komu brakuje kabaretu w starym, dobrym stylu, powinien czym prędzej wybrać się do Rzymu… przepraszam do Romy na spektakl „Berlin czwarta rano”.
„Berlin czwarta rano”
Tear Muzyczny Roma, Nova Scena
Scenariusz i reżyseria: Łukasz Czuj
Obsada: Katarzyna Zielińska, Kacper Kuszewski, Anna Głogowska, Rafał Maserak
Premiera: 13 kwietnia 2012