Podczas gdy polscy internauci w sandałach i z ulicy przekonywali premiera, że powinien wstrzymać ratyfikację ACTA, islandzki parlament pracował nad pakietem ustaw medialnych. Prawem, które może uczynić z Islandii dziennikarski raj
Wszystko dzięki Icelandic Modern Media Initiative (IMMI), szerokiej koalicji islandzkich parlamentarzystów, działaczy społecznych, pionierów internetu, dziennikarzy i twórców WikiLeaks. Dwa lata temu przyjęła ona rezolucję zawierającą regulacje prawne rozszerzające wolność słowa i ułatwiające korzystanie z tamtejszych serwerów w celu publikowania niewygodnych informacji (np. dzięki utajnieniu adresów IP). Wyspa miałaby w ten sposób przyciągać międzynarodowe media, startupy, organizacje ochrony praw człowieka i centra danych.
Wniosek znalazł uznanie w oczach parlamentarzystów; właśnie pracują nad nim rządowe komisje. Urzędnicy przyznają jednak, że ostatecznie przyjęte przepisy nie będą aż tak rewolucyjne, bo trzeba dostosować je do realiów. I faktycznie, pierwsze akty prawne z „rajskiego pakietu” przyjęte przez Althing (islandzki parlament) spotkały się wręcz z krytyką tamtejszych mediów. Nie zmienia to faktu, że swoją firmę założyła tu słynna WikiLeaks, a na zakończenie prac legislacyjnych tylko czekają, jak donosi „Los Angeles Times”, duża niemiecka gazeta i amerykańska stacja telewizyjna.
Prawdopodobnie wszystko zaczęło się od upadającego banku Kaupthing. Kiedy obciążające jego kierownictwo informacje wyciekły za pośrednictwem WikiLeaks do mediów, bank przy pomocy sądu zablokował emisję materiału na ten temat.