Czasem zdarza się tak, że nie możesz meczu obejrzeć w dogodnym miejscu. Jesteś akurat w pracy, żona ciągnie Cię na zakupy nie rozumiejąc powagi sytuacji. Przecież pojedynek Polska – Szwajcaria jest teraz najważniejszy! I lądujesz w centrum handlowym, gdzie szczęśliwie z odsieczą przychodzi sklep elektroniczny.
Zbieg niefortunnych zdarzeń sprawia, że i ja oglądam mecz w centrum handlowym. Nawet nie jest źle. Przed nami wisi 9 plazmowych telewizorów wokół których podczas dogrywki zebrało się koło 20 osób. Najmłodsi siedzą na ziemi, czasem zagląda tu ktoś sprawdzając wynik meczu. Są starzy, młodzi, ubrani w barwy, kilku pracowników centrum handlowego, nawet siostra zakonna zerka jak idzie naszym.
W pewnym momencie zachodzi przeciętna kobieta z centrum handlowego, która nawiązuje typową wymianę zdań:
-jaki wynik?
-1:1
-dla kogo?
Jednak prawdziwe życie wyprzedzi każdy dowcip.
Emocji co niemiara, pojawiają się zakąski, ludzie z hotdogami oglądają mecz tuż koło mnie, zaraz jakiś facet przychodzi z pizzą. Obok, przy stanowisku z wiatrakami, jakieś poruszenie, bo klient przepycha się chcąc jeden kupić. Czekamy już tylko na piwo, żeby atmosfera była niczym z porządnej knajpy.
Niestety piwa nie było i wynik przez całą dogrywkę się nie zmienił. Także karne. W tej chwili w naszej sklepowej strefie kibica zebrało się z 70 osób, które nie mieszczą się w pomieszczeniu i otaczają całe wejście. Zjednoczeni cieszymy się każdym strzałem, czuć podniecenie i zdenerwowanie. Przed ostatnim uderzeniem wpycha się babka z siatami, która stając tuż przed telewizorem zasłania większości widok. No, cóż za chamstwo! Na szczęście trafiamy ostatni rzut karny, cały sklep krzyczy z radości, przybijamy piątki z uśmiechem na ustach.
Są takie dni, kiedy wszyscy jesteśmy drużyną narodową i nie liczy się, gdzie mecz oglądamy, ważne że w ogóle możemy go oglądać i być z naszymi.