Agniesza Holland w wywiadzie przeprowadzonym po oscarowych wynikach nie szczędziła słów krytyki i ubolenia. Według niej film „Artysta” = idiotyczna wydmuszka.
– Jestem w lepszej sytuacji niż Martin Scorsese. Przegrałam z naprawdę dobrym filmem, a nie jakąś idiotyczną wydmuszką. Akademia popełniła dziś harakiri, bo następny show będzie miał o 20 procent mniejszą oglądalność.
Wyszukiwarka Google osiągnęła nową jakość, wzbogacając się o słowo „idiotyczna”. Po wpisaniu frazy do wyszukiwarki, na pierwsze dziesięć wyświetleń, aż osiem z nich poświęconych jest wypowiedzi pani reżyser. Krytyka, a raczej mierna argumentacja stała się poważnym tematem rozmów Polaków podczas kawy. W poniedziałkowy poranek za każdym kroku słychać było „A wiesz co nasza Agnieszka powiedziała po Oscarach?”. Tego dnia wszyscy staliśmy się znawcami kina. Czy reżyser, która sama postanowiła przedstawić nową historię Janosika miała rację, mówiąc o „Artyście” jako idiotycznej wydmuszce? Z przykrością muszę stwierdzić, że jej krytyczna nota mogła wynikąć z ogromu porażki jaki doświadczyła podczas Gali. A może to wina samego odtwórcy głównej roli w Artyście – Jeana Dujardina, który nie uskutecznił swojej charyzmatycznej drzemki na ramieniu p. Holland.
Jednak jedną rzecz trzeba przyznać – film „W ciemności” przegrał z dobrym filmem, a nie wydmuszką, jaką bez wątpienia jest polska produkcja. Tak, zgodzę się, że tego czego dokonał Więckiewicz to coś wspaniałego. Swoją rolą przypieczętował tytuł najlepszego polskiego aktora. Ale czy czy w historii o Żydach mieszkających w Lwowie wyczuwa sie jakikolwiek powiew świeżości? Chyba w sukces nie do końca wierzyli sami marketingowcy, którzy na każdym kroku mówili o odpowiedzi na „Listy Schindlera” oraz „Pianistę”.
Polska mentalność bywa zaskakująca. Od lat borykamy się z problemem własnego poczucia wartości. Bo jak inaczej zrozumieć szerzący się nurt filmowy, który próbuje udowodnić, że „My Polacy potrafimy lepiej!”. Kac Wawa to strzał prosto w serce stolicy. Jak można było stworzyć produkcję próbującą nawiązać do „Kac Vegas”? Światełkiem w tunelu okazał się ostatni film Jacka Komasy „Sala samobojców”, która przyniosła polskiemu kinu dawkę adrenaliny i świeżości. Jak długo będzie zmuszeni oglądać twarze tych samych tvn’owskich aktorów? To nie jest tak, że polski widz chodzi na rodzime gnioty w akcie biczowania. To jedynie pokazuje jak Polak bardzo pragnie oglądać swoje produkcje, nie zmuszony do czytania i oglądania amerykańskiej rzeczywistości. Tam nie mają benzyny za 6 zł, chleba za 3 zł .Tutaj w przysłowiową mordę można dostać w biały dzień. Ten nasz świadek jest bardzo pożądany przez widzów. Dobrze, że Agnieszka Holland powiedziała o idiotycznej wydmuszce, bo nikt inny nie robi ich tak świetnie jak właśnie Polacy. Cały świat mógłby się od nas uczyć – „Kac Wawa”, „Wyjazd integracyjny”, „Pokaż kotku, co masz w środku” itp. Można tego wymieniać w nieskończoność. Dobrego polskiego kina jest bardzo mało. Sam Jerzy Hoffman w wywiadzie przyznał, że mimo skrajnych opinii odnośniefilmu „1920 Bitwa Warszawska” , ludzie i tak na niego pójdą. To jedynie świadczy o tym jak polski widz jest bardzo zdesperowany.
Można krytykować ostatnią Galę Oscarów za przewidywalność. Ale czy faktycznie powinna wygrać inna produkcja? „Czas wojny” o koniku Patataju i jego żołnierzyku, nie potrafiła rozpalić serca widzów na całym świecie. Choć wielu szanuję tą intymność między koniem a właścicielem, niekoniecznie każdy musi to oglądać. „Spadkobiercy” okazali się zaledwie dobrym filmem ze zmęczonym życiem Georgem Clooney’em. „Moneyball” to popis aktorski Jonaha Hilla, kojarzonego do niedawna zaledwie z komedii z pod znaku „cycków i seksu”. To on powinien zgarnąć statuetkę, tak samo jak zgarną cały film Bradowi Pittowi, który poszalał jako zły ojciec w filmie „Drzewo życia”. Polska publiczność z seansu wyszła ogłupiona, niewiele z niego rozumiejąc, żałując wydanych pieniędzy, a przez krytyków potraktowana produkcja została w kategorii „przerostu formy nad treścią”. Czyżby kolejna wydmuszka ? Tak oto wędrujemy do Paryża, gdzie o północy wraz z Allenem i Owenem „krzywy nos” Wilsonem mieliśmy zaczorować świat swoimi marzeniami o stolicy Francji z lat 20′. Z rozdania nagród reżyser wyszedł ze statuetką za scenariusz oryginalny i tyle w tym temacie. Ograny na emocjach film o niespełnionym pisarzu nie przypadł w pełni do gustu Akademii.
„Służące” jedynie posłużyły jako dodatek do reszty nominacji i choć zgarnęły statuetkę za drugoplanową rolę damską specjalnie nie zaszalały w podświadomości ludzi. Kolejnym ogranym na emocjach filmem okazał się „Strasznie głośno, niesamowicie blisko”. O niesamowicie bliskiej premierze w Polsce nie ma co nawet marzyć. Spotkamy się z nią dopiero w połowie kwietnia w kinach. Czy wydmuszką nie nazwiemy filmu, który opowiada losy dziewięcioletniego chłopca, który znalawszy klucz w kieszeni ojca, ofiary WTC, postanawia znaleźć do niego klucz.
Dwóch największych wygranych Oscarów to „Hugo i jego wynalazek” oraz „Artysta”. Hugo opowiada historię Georgesa Meliesa, jedną z największych ikon początków kina. Baśniowa otoczka stała się polem do opowiedzenia ciekawej historii początków kinematografii okraszonej humorem i efektownym 3D. „Artysta” z doskonałą rolą Jeana Dujardina jest pokłonem złożonym kinu niememu. Doskonale ograny, pozwolił widzom poczuć ten sam efekt towarzyszący ludziom na początku XX wieku. W obu przypadkach wycieczka dotyczała historii kina.
Idiotyczna wydmuszka szczerze mnie urzekła pomysłowością i grą aktorską. Same nominacje wzbudziły kontrowersje, a nie ostateczny werdykt jury. Oscary często udowodniały swoją marketingowość, ale jeśli spojrzy się, że po kilkunastu latach trafiają w ręce z poza granic Hollywood to jest to zdecydowanie powiew świeżości. Takiej świeżości nie należy lekceważyć, o czym najwidoczniej zapomniała Agnieszka Holland, sama tworząc produkcję solidną, ale nakręconą zdecydowanie za późno. Czy faktycznie Akademia popełniła harakiri?