Podróż koleją skraca czas podróży pociągiem

Od samego początku czułem się jak bohater „Trocin” Vargi. Delegacja, pociąg, druga klasa – choć ten w książce chyba podróżował pierwszą… Przyjechałem na dworzec trochę wcześniej, znalazłem właściwy peron, później szybka zmiana i po chwili byłem w pociągu. Nie zdążyłem usiąść jak potrącił mnie pewien jegomość. Z dużą torbą sportową na ramieniu szeptał: piwo-piweczko, piwo-piweczko! Nie przeprosił…, pewnie w ciągu całego dnia ciężkiej „pracy” potrąca setki takich jak ja, znudziło mu się przepraszać.
Siedzę. Rozejrzałem się po wagonie, prawie każdy z laptopem, tabletem, komórką, czasem z Vivą lub Galą. W końcu „społeczeństwo informacyjne”! Trzeba wiedzieć jak wyglądał ślub X albo co na fejsbuku napisała Y.
Po 30 minutach dosięgnął mnie swąd taniej kiełbasy i odgłosy mlaskania. Brakowało tylko zapachu jaja na twardo… Pomyślałem: nie jest źle, naród posila się przed ostatecznym ruchem Putina.
Tylko czy Pendolino to wytrzyma?

WP_20140517_23_17_27_Pro20140517231923fot. Maciek Główka

Powrót też nie był usłany różami. Miałem więcej czasu niż planowałem więc właściwie pozostało mi bezproduktywne czekanie. Zasiadłem wygodnie w poczekalni dworco-galerii lub galerio-dworca – tego dokładnie nie ogarnąłem – wziąłem „Politykę” i odpłynąłem w zupełnie inny świat. 
Niestety nie na długo. Okazało się, że koło mnie usiadł facet z Tourett’em. Może pomyślał, że znalazł kompana, bo sam nie wyglądałem lepiej. Siedziałem w miejscu, gdzie kilka tygodni temu zawalił się dach, więc co chwilę spoglądałem nerwowo w górę. Nie mam wątpliwości, że dla postronnych byliśmy dobraną parą.
W końcu nadeszła odpowiednia godzina i przeniosłem swoje zmęczone cztery litery z poczekalni na peron. Podjechał pociąg, doczłapałem się do wagonu, który został mi przydzielony i… niespodzianka! Zamiast bezprzedziałowego, który rezerwowałem, podstawili trupa z 8 miejscami w przedziale. Chyba nie muszę wspominać, że akurat mój był: pełny, śmierdział potem i wilgocią? 
Całe szczęście, po 15 minutach zjawił się konduktor z propozycją zmiany. Tak trafiłem do deliberującej przez telefon, niezbyt poprawną polszczyzną, różowej panny-tulipanny w obcisłych jeansach i mocno zaakcentowanym camel toe. Od niej – mimochodem – dowiedziałem się o trwającym właśnie konkursie bikini (nazywanym zamiennie „konkursem kurewstwa”), który wygrają same najgorsze. 
Niestety wysiadła i już nigdy nie dowiem się które to.

Poznań Głównyfot. Maciek Główka

Rzeczywistość ukryta pod spódnicą
Fotoreportaż o tematyce społecznej, przeżywający trudne chwile w prasie ilustrowanej,...
Recenzja: ,,Córka” w reżyserii Natalii Fijewskiej-Zdanowskiej

Na deskach teatru Młyn, usytuowanym w okolicy Starego Rynku, wystawiany...

Cieknące służby RPA
Rewelacje Edwarda Snowdena i depesze WikiLeaks to przy tym dziecinna...
Bohaterowie na miarę oczekiwań

Dywizjon 303 Arkadego Fiedlera, rozbudzający od lat wyobraźnię czytelników, doczekał...