Czy fotografia dokumentalna ma wyłącznie dokumentować, a fotoreportaż dawać raport z zastanej rzeczywistości? A może przed zrobieniem zdjęcia warto ją lekko podkoloryzować? Na temat ingerencji, inscenizacji i kreacji w fotodokumencie wypowiedzieli się: Grażyna Makara, Piotr Filutowski i Mikołaj Grynberg.
Czy bohater „ustawiony” na zdjęciu to bohater prawdziwy?
Piotr Filutowski: Trudno mi odpowiedzieć; czasem tak, czasem nie… czasem sam fotograf powinien się tak ustawić, aby mieć ten jedyny kadr, a czasem może sobie pozwolić na ingerencję przez przesuwanie bohatera. To jest piękne w fotografii, że rządzi się własnymi prawami, nie zamykajmy więc jej, odbierajmy ją jako sztukę, bawmy się nią i reklamujmy.
Mikołaj Grynberg: Nie ma prawdziwych bohaterów, są tylko dokumenty ze spotkania.
Grażyna Makara: Bohater ustawiony jest oczywiście bohaterem prawdziwym. Odniosę się do mojego projektu „Stylowa”. Realizując go jakoś musiałam zaingerować w rzeczywistość. Bez ingerencji nie powstałby materiał o takim charakterze. Wykonanie projektu to nie była wyłącznie sama sesja zdjęciowa. Do „Stylowej” chodziłam przez 4 miesiące, aby w końcu sfotografować ją opierając się na swej koncepcji. Nie można tu mówić o jakimś „ustawianiu” bohaterów, oni po prostu przyjęli mój pomysł i za nim poszli.
W jakim zakresie fotoreportaż i fotodokument może dopuszczać ingerencję w fotografowaną rzeczywistość?
PF: Moim zdaniem nie ma tu reguły, ważny jest sam przekaz fotografii. Nawet akt jest pewnego rodzaju dokumentem, tak więc zależy to tylko i wyłącznie od wykonawcy, a potem od odbiorcy. Pamiętajmy, że zawsze daną sytuację możemy zobaczyć od dwóch stron i przez sam fakt, jak tę sytuację odbieramy, automatycznie w nią emocjonalnie ingerujemy.
MG: Nie jestem fotoreporterem ani dokumentalistą, więc lepiej o to pytać fachowców. Ja używam wielu zabiegów (ingerencji), by moi bohaterowie mieli maksymalny komfort w tej niełatwej dla nieprofesjonalnego modela sytuacji.
GM: W przypadku fotodokumentu ingerencja nie powinna być dopuszczalna. „Stylowa” to nie był rodzaj fotodokumentu, ale projekt fotograficzny. Przy założeniach, że realizuję fotodokument, nie śmiałabym nikogo przebierać, ustawiać i w coś ingerować. Uważam, że fotoreportaż też nie powinien zakładać ingerencji. Fotodokument powinien być odzwierciedleniem tego, co wokół poprzez nasze subiektywne spojrzenie. Ingerencja zewnętrzna nie może być w tym wypadku dopuszczalna, lecz jedynie subiektywny wybór danego elementu rzeczywistości, jaką fotografujemy.
Czy fotografię inscenizowaną można zaliczyć do dokumentalnej?
PF: Podam przykład. Ktoś robi zdjęcia przedstawienia teatralnego lub baletu – jest to zarazem dokument jak i inscenizowana fotografia, lecz w tym przypadku nie przez samego fotografa. Przy wielu sławnych fotografiach dokumentalnych było manipulowano przez ustawianie…
MK: Fotografia inscenizowana jest dokumentem duszy tego, który inscenizuje.
GM: To jest pytanie rzeka. Wyobraźmy sobie sytuację: w chałupie ludowej jest kobieta i jej ludowy strój. Jeśli każę ubrać się jej w ten strój i coś inscenizuję, to wtedy nazywam to projektem. Jeśli fotografuje tę kobietę w zastanej, naturalnej dla niej sytuacji, jest to rodzaj zapisu dokumentalnego. Albo weźmy na przykład fotografię mody. Jest zarówno formą inscenizowaną, ale zarazem zapisem dokumentalnym mówiącym o tym, co się w danym czasie nosiło.
Co jest łatwiejsze? Odzwierciedlać czy kreować?
PF: Uważam, że odzwierciedlać jest równie trudno jak kreować. Jakby nie było, fotografia ma swoje prawa i zasady… trzeba je odnaleźć lub samemu wykreować. Mikołaj Grynberg: Z tym odzwierciedlaniem nie jest tak łatwo, gdy każdy widzi co innego.
GM: I jedno, i drugie jest ciekawe… Trudno stwierdzić, co jest łatwiejsze. To zależy od tego, w jakim stanie emocjonalnym będzie się znajdował fotografujący oraz jego bohater. Wszystko zależy też od miejsca, chwili i przede wszystkim tematu, nad jakim się pracuje.
Jaka jest rzeczywistość na Pana/Pani zdjęciu i jakiej ingerencji wymagała?
PF: Kolorowa i pozytywna. Kocham życie, jego energię i ludzi. Chciałbym tylko robić takie zdjęcia, ale zostałem fotografem, więc nie mogę. Czasem piękno siedzi w smutku, starości, chorobie… to absurd, ale myślę, że tak jest.
MG: Są różne szkoły. Ja buduję „na pozytywnych” emocjach. Szukam spotkania. Sam wybieram swoich modeli i to ja jestem odpowiedzialny za to, jakim to będzie dla nich doświadczeniem. Są też tacy portreciści, którzy potrzebują starcia ze swoim modelem.
GM: Restauracja „Stylowa” istnieje od 50 lat. Jest w Krakowie dość modna; odwiedzają ją nawet wycieczki Anglików. Rzeczywistość „Stylowej” jest na co dzień zwykła, a życie toczy się normalnie. Moja „Stylowa” ma się nijak do szarej rzeczywistości. To taka moja wizja tego miejsca. Pracownicy „Stylowej” zostali ubrani w rzeczy z Punktu, znanego krakowskiego sklepu z niepowtarzalnymi ciuchami. W zasadzie to najpierw były ciuchy, a potem pomysł, aby modelkami były pracownice „Stylowej”. I tak narodził się projekt dokumentalny…