Wraz z nadejściem cieplejszych dni przybywa nam energii i rośnie ochota do wychodzenia z domu, do spacerów, wypadów za miasto, a jeśli jest okazja (jak w długi weekend majowy lub Boże Ciało) do dalszego wyjazdu i wypoczywania bardziej lub nieco mniej aktywnie. Nieodłączną częścią takich wypadów jest rytuał fotografowania, głównie krewnych, znajomych i siebie na tle krzaków, obiektów zabytkowych czy plaży.
Łatwość poruszania się i łatwość fotografowania powodują powstawanie przeogromnych ilości zdjęć, które mówią głównie o nas samych, o naszej kulturze spędzania czasu wolnego, a nie o miejscach, do których dotarliśmy, czy ludziach, których spotkaliśmy w czasie podróży. Rejestrujemy miny, wygłupy, czasem siebie na tle znanej budowli. Czy po powrocie do domu na takich zdjęciach zobaczymy miejsce, w którym byliśmy?
***
Podróże z aparatem mogą być pasjonującą przygodą, jeśli tylko zaczniemy patrzeć, czy to, co jest wokół nas, jest tym samym, w czym jesteśmy na co dzień, czy też daje się zauważyć jakąś odmienność. I jedno, i drugie spostrzeżenie może przynieść ciekawe obrazy mówiące o obyczajach rodzaju ludzkiego w najróżniejszych miejscach kraju i świata. Podróżując po nieodległych terenach można pójść śladem niemieckiego fotografa Petera Bialobrzeskiego, autora albumu „Heimat”. Wędrując po swojej ojczyźnie, przyglądał się swoim współbraciom w czasie długich weekendów, wakacji czy rodzinnych wypadów za miasto. Rozległe przestrzenie krajobrazu wypełniają całe gromady obywateli leżących na plaży, wędrujących po górach, ślizgających się po lodzie czy moczących kuperki w jeziorze. Szerokie plany powodują, że postaci są niewielką częścią sfotografowanej przestrzeni. Bo świat natury też jest przeogromny, a człowiek skupiony niemal wyłącznie na sobie nie dostrzega, że jest małym i krótkotrwałym bytem w tym, co dookoła niego. Przy okazji zdjęcia Bialobrzeskiego ukazują prawdę o krajobrazie kraju z przewagą równin, że bywa on straszliwie nudny, podobnie jak dzisiejsze sposoby wakacyjnego leniuchowania.
***
Gdy udajemy się gdzieś dalej i na trochę dłużej, warto zerknąć na prace Davida Allana Harveya, członka agencji Magnum i współpracownika „National Geographic”, zebrane w album „Divided Soul”. Podróżując po krajach Półwyspu Iberyjskiego i krajach Ameryki Łacińskiej fotografował ludzi o wspólnych korzeniach kulturowych. Do kręgu kultury silnie nasiąkniętej elementami ludowej religijności, śladami wcześniejszych lub równoległych kultur (arabskiej na półwyspie i indiańskiej w Ameryce), ale też pełnej spontanicznych i bardzo żywiołowych zachowań; a wszystko okraszone mocnymi i bardzo soczystymi kolorami ubiorów, pojazdów czy ścian budynków. Patrząc na zdjęcia Harveya, można zobaczyć, że pojęcie „realizmu magicznego”, stworzone do opisania literatury iberoamerykańskiej, idealnie oddaje sposób życia i relacje z otoczeniem mieszkańców przodków na półwyspie oddzielonym od Europy Pirenejami. Obrazy ukazują jednocześnie energię i nostalgię, soczyście barwne mówią o radości istnienia nawet, gdy nie wszystko układa się idealnie.
***
O dzisiejszej kulturze wypoczynku opowiada także Massimo Vitali w albumie „Landscape and figures”. Tu mamy mniej nostalgii, bo obrazy ukazują dzisiejszą zglobalizowaną kulturę turyzmu – odpoczywania w doskonale wyposażonych kurortach, w których niczego nie brakuje, i na dobrą sprawę wypoczynek ogranicza się do leżenia na słonecznej plaży, spania, jedzenia i picia, a miejsce, w którym to wszystko się dzieje, nie ma żadnego znaczenia.
Wyjeżdżając – nawet na krótko – warto poszukać takich tematów, które naprawdę opowiedzą o miejscu, do którego przyjechaliśmy, i o ludziach, których spotkaliśmy. To znacznie ciekawsze wrażenia z podróży do oglądania w gronie krewnych i znajomych, niż tradycyjne skupianie się na sobie samym i naszych najbliższych. Potwierdzenie, jak pięknie na tle zabytkowego kościoła lub pomnika wygląda nasza ukochana Stefa czy Stefan, powinno wśród zdjęć z podróży dalekich i bliskich należeć do rzadkości.