Hanna Polak – reżyserka filmowa, nominowana do Oscara w 2005 roku za film „Dzieci z Leningradzkiego”. Autorka filmu „Nadejdą lepsze czasy” (2014) opowiadającego o młodej mieszkance Swałki – wysypiska śmieci położonego nieopodal Moskwy. Hanna Polak przez czternaście lat śledziła życie Julii. Film jest przekrojem życia dziewczyny, która odbija się od dna, nieoczekiwanie wyrywa z wysypiska i rozpoczyna normalne życie. Innym mieszkańcom Swałki się to nie udaje.
Twojemu filmowi patronuje Amnesty International. Jak rząd rosyjski zareagował na film?
Na rosyjskich wysypiskach łamane są prawa człowieka, dlatego cieszę się, że organizacje takie jak Amnesty International wykazują chęć zaangażowania. W Rosji film nie był emitowany, wobec tego trudno mi mówić o oficjalnym stanowisku władz. „Nadejdą lepsze czasy” jest filmem uniwersalnym – każde państwo, w mniejszej lub większej skali, spotyka się z problemem ludzi wykluczonych. Nie chcę, żeby film był interpretowany jako polityczny, antyrosyjski. Ja wierzę w zmianę w Rosji i wiem, że są tam dobrzy ludzie, którzy chcą pomagać innym.
Na początku swojego filmu opowiadasz o kilku chorych osobach, które zabrałaś z wysypiska i zawiozłaś do szpitala. Na miejscu odmówiono wam pomocy. Czy w konsekwencji ktoś zmarł?
Tego dnia zawiozłam do szpitala cztery osoby: dwie z nich miały gangrenę, jedna epilepsję, a jedna była spalona – zapaliła się kibitka, czyli lepianka z palet i linoleum, w której spała. Powiedziano nam, że żadna z czterech osób nie nadaje się do hospitalizacji. W najgorszym stanie były te dwie osoby z gangreną. Wiedziałam, że natychmiast trzeba amputować im kończyny. Jednej z nich dałam pieniądze i wysłałam do wsi, z której pochodziła. W tamtejszym szpitalu udzielono jej pomocy. Jeśli pytasz o konsekwencje, to osoba z epilepsją zmarła kilka dni później.
Gdzie?
Na wysypisku. Tam umierała przez kilka dni. Nie mogłam nic zrobić. Nie mogłam zabrać jej do domu, bo wtedy mieszkały u mnie dzieci z dworca. Nie mogłam jej nigdzie zawieźć, bo nie miała dokąd wracać. Miała tylko wysypisko. Nie mogę jednak powiedzieć, że rosyjskie szpitale zawsze odmawiały pomocy osobom z marginesu. Pewnego razu mężczyźnie z wysypiska wpadł kamień do buta. Wdała się gangrena. Wyciągnęłam go z wraku samochodu, w którym umierał i zawiozłam do szpitala. Odcięli mu nogę w biodrze i tym samym uratowali życie.
Co zrobił po wyjściu ze szpitala?
Wrócił na wysypisko.
Jak wygląda pogrzeb na wysypisku?
Nie ma żadnych pogrzebów. Wrzucają ciało do dużego wora, a śmieciarki je zasypują. W filmie jest scena, w której mężczyzna przykrywa ciało drugiego zamarzniętego mężczyzny workiem. Obok leży inne przykryte ciało, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Kiedy przychodzi zima ludzie zamarzają masowo. Jeden po drugim. Rozgrzewają się wódką, zasypiają i nigdy nie budzą.
Z filmu wynika, że najczęściej ludzie umierają w wyniku nadmiernego wychłodzenia organizmu lub w skutek spalenia.
Tak. W filmie jest takie ujęcie spalonych trupów – ciała należały do ludzi, którzy wykopali sobie jamę i zbudowali na niej domek, tak zwaną kibitkę – w momencie zapalenia nie byli w stanie wydostać się na zewnątrz.
Moim ulubionym bohaterem Twojego filmu był młody chłopak z gitarą. Lubiłam oglądać ujęcia z nim, cały czas grał i śpiewał, dawał jakąś nadzieję… Co się z nim stało?
Twój ulubiony chłopak z gitarą nazywał się Dima. Dima nie żyje. Został zamordowany na wysypisku.
Przez kogo? Było prowadzone jakieś śledztwo w tej sprawie?
Porachunki. Odgrodzenie wysypiska murami od reszty świata zewnętrznego stwarza pewien mikroświat, w którym panuje bezprawie. Wewnątrz tego świata ludzi się wykorzystuje, bije i gwałci i nie wzywa się milicji, nawet jeśli ktoś kogoś zamorduje. Na wysypisku poznałam Marinę, która była jedną z bohaterek mojego filmu. Pewnego dnia zobaczyłam, że Marina nie ma już jednego oka. Okazało się, że próbowano ją zgwałcić. Kilka razy dźgnięto ją nożem. Raz w oko, które jej wyciekło. Zapytałam zszokowana, dlaczego nie zadzwoniła po pomoc, do mnie lub po karetkę. Odpowiedziała: „Wiesz co by się stało, gdybym została zabrana przez karetkę? Musiałoby być śledztwo. Milicja weszłaby na teren wysypiska, a to oznaczałoby, że ja nie mogłabym już nigdy tu wrócić”. Ta kobieta była w stanie poświęcić swoje oko, swoje zdrowie, tylko po to, by móc zostać w miejscu, w którym tak ją skrzywdzono. Po prostu, nie miała dokąd pójść.
Jaka była Twoja relacja z mieszkańcami Swałki?
Muszę powiedzieć, że doświadczyłam tam ogromnej życzliwości. Ci ludzie chcieli dzielić się ze mną tym, co mają w sercu, ale i tym, co materialne. Ciągle pytali, czy chcę śmietanki, dostawałam broszki i zużyte kosmetyki.. Raz dostałam rzeźbę, którą jeden z mężczyzn mieszkających na Swałce specjalnie dla mnie wyczyścił. Wyrzuciłam ją. Wtedy wszystkim się brzydziłam, nie zdawałam sobie sprawy, jaką emocjonalną wartość miała ta rzeźba. Dzisiaj bym tego nie zrobiła.
Myślę, że byłaś ostatnim łącznikiem między nimi a światem zewnętrznym. Nawzajem się akceptowaliście, ale czy filmując palącego ośmiolatka, pijaną trzynastolatkę albo szesnastoletnią Julę w ciąży, która pije i pali, nie miałaś ochoty przestać tego akceptować?
Musiałam uznać fakt, że weszłam w pewną sytuację, w której ktoś już coś robił. Bardzo często protestowałam, moralizowałam, ochrzaniałam.
Wtrącałaś się.
Dalej się wtrącam. Jula ma teraz trudniejszy okres w życiu, matka ma problemy, a chłopak nie może znaleźć pracy. Jula zadłużyła kartę kredytową wydając na absolutnie podstawowe potrzeby. Mówi mi, że nie może, że życie jest za trudne. Ja mówię: „Jula, możesz! Jesteś dzielna, zobacz ile już osiągnęłaś”. Boję się o nią, bo bardzo łatwo jest wypaść z tego codziennego biegu życia, w którym my wszyscy żyjemy.
Boisz się, że wróci na wysypisko?
Ona nie chce tam wracać. Ale jest niewykwalifikowana, nie ma zawodu, fachu, a sankcje dotykają najbiedniejszą warstwę. Jula marzy o tym, by zostać fryzjerką. Bardzo chciałabym pomóc jej w założeniu własnego małego biznesu. Jula jest obrotna, pracowita, sprytna, bardzo punktualna… ma cechy, które w zestawieniu z jej przeszłością, szokują.
Miałaś tylu bohaterów do wyboru… Dlaczego wybrałaś Julę?
Julka była atrakcyjna dla kamery, zadziorna, uparta, ale uciekała. Nie lubiła być nagrywana, zapytana o coś, oddawała głos swojej mamie, a sama wolała słuchać. Mam wrażenie, że właśnie na tym polega mistycyzm procesu twórczego, po prostu masz przeczucie, że robisz dobrze. Każdy ci mówi, że ktoś inny jest lepszym bohaterem, a tu nagle patrzysz, a innych bohaterów już nie ma. Nie żyją. Podczas gdy twój bohater zmienia swoje życie i zamiast o wysypisku, powstaje film o dojrzewaniu, o niesamowitej przemianie. Czułam się tak, jakby życie uchyliło mi rąbka swojej wielkiej tajemnicy. Jakbym została nagrodzona za cierpliwość. Jula dotyka mnie emocjonalnie, wzrusza, chcę jej pomagać. Ubrania, które dałam jej jeszcze na wysypisku, trzyma do dzisiaj. Szanuje pomoc i za nią dziękuje.
Co dla ciebie znaczył moment kiedy porzuciła dziecko?
W całej tej historii to Jula była samotnym, zastraszonym dzieckiem. Leżąc w szpitalu widziała, jak do innych mam przychodzą goście – rodziny, przyjaciele, mężowie z kwiatami. Do niej nie przyszedł nikt. Zdała sobie sprawę, że jest zupełnie sama, że nikt na nią nie czeka, nikt jej nie pomoże. Nie miała gdzie iść, powiedziała, że nie weźmie dziecka na wysypisko. Jedyną możliwością było zabranie dziecka do dziadka, którego się bała. Wiedziała, że będzie agresywny. Bała się, że wyrzuci ją w środku zimy na dwór tak, jak wyrzucił kiedyś jej matkę. Jula dwa tygodnie po oddaniu dziecka wróciła do szpitala, nie mogła się z tym pogodzić, chciała je zobaczyć. Ale nie wpuszczono jej. Później także szukała córeczki, ale okazało się, że ktoś ją zaadoptował. Nie miała prawa wiedzieć kto.
Rozumiem, że macie bliską relacje.
Jula wykonała ostatnio taki gest, który kompletnie mnie zaskoczył. Byłam u niej w mieszkaniu, obie leżałyśmy na kanapie – ona oglądała telewizor, a ja rozmawiałam z mamą przez Skype’a. Nagle Jula zaczęła głaskać mnie po głowie i dawać mojej mamie rady, co ma mi mówić, żebym była szczęśliwa. Ostatnio napisała mi /Ja lubliu tiebia/ (kocham cię) – nie musiała tego robić. Ma w sobie mnóstwo godności, piękna i człowieczeństwa, mimo strasznych warunków, w których się wychowała.
Na stronie Amnesty International można przeczytać, że „Nadejdą lepsze czasy” był najbardziej nagradzanym filmem polskim na świecie w 2015 roku. Dlaczego nie zostałaś ponownie nominowana do Oscara?
Myślę, że nie była to kwestia jakości, a dystrybucji. Wiele filmów, które zostały zauważone dotyka tematów jakoś związanych ze Stanami, są najczęściej w języku angielskim. Jest to niewątpliwie kwestia dystrybucji w Stanach, a tej nam po prostu zabrakło. Nominowano na przykład dokument o Amy Winehouse, był to tylko jeden z wielu filmów o ludziach utalentowanych, charyzmatycznych, bogatych, którzy mieli w życiu wszystko i to zaprzepaścili. Moja bohaterka nie miała w życiu zupełnie nic, a mimo to swojego życia nie zmarnowała. Mamy tu do czynienia z sytuacją zupełnie odwrotną, ale żeby to zrozumieć, trzeba mieć specyficzną wrażliwość. A może trzeba być w specyficznym momencie własnego życia.
Wyłączam dyktafon. Do głowy przychodzi mi jeszcze jedno pytanie: „Jak Julka zareagowała na film?”. „Jula nigdy nie obejrzała filmu” – słyszę w odpowiedzi. Rozmawiamy jeszcze chwilę. Hanna mówi mi, że Julka poprosiła ją tylko o taśmy z porodówki. „Powiedziała, że nie jest gotowa na obejrzenie całego filmu. Ale bardzo ucieszyła się, że będzie miała chociaż tyle, po dziecku, które oddała” – mówi Hanna, a ja jeszcze bardziej rozumiem, dlaczego do swojego filmu wybrała właśnie Julkę. Tak kończy się rozmowa z kobietą, którą podziwiam.
Fundacja Aktywna Pomoc Dzieciom założona przez Hannę Polak zbiera pieniądze na pomoc
dla Julii. Pod tym adresem http://www.aktywnapomocdzieciom.pl/jak-mozesz-pomoc możesz dokonać przelewu wpisując w tytule „For Yula”.
Serdecznie dziękujemy Kinotece za udzielenie akredytacji w związku z seansem „Nadejdą lepsze czasy”.