W ten sposób Bruce Gilden komentuje swoje fotografie. I taka jest też prawda. Obserwując jego fotograficzne eseje zastanawiać się można jak to możliwe, żeby podejść tak blisko i, mówiąc kolokwialnie, nie dostać za to w twarz. Ten fotograf zdecydowanie to potrafi. Na spotkaniu autorskim zdradził wszystkim parę tajemnic i rad „jak podejść bliżej”.
W Muzeum Drukarstwa Warszawskiego odbyło się kolejne spotkanie w ramach „Street Photography Now”. 13 stycznia do Polski zawitał Bruce Gilden.
Street Photography Now to wystawa organizowana przez Fundację.DOC. Stanowi ona zbiór zdjęć będących swego rodzaju elementarzem fotografii ulicznej (czyli streetu). Do 16.01.2012 r. można tam było oglądać selekcję obrazów uchwyconych przez sławy fotografii streetowej, ale też reportażowej i dokumentalnej. Ponadto, fundacja organizowała też przeróżne spotkania i warsztaty z fotografami, których prace mogliśmy zobaczyć na wystawie. Zwieńczeniem całego projektu w przestrzeni Warszawy, i wisienką na torcie, było spotkanie autorskie z Brucem Gildenem.
Na dobry początek przybliżmy sylwetkę tego światowej sławy fotografa. Bruce Gilden to fotograf-samouk, który odkąd poznał fotografię już nigdy się z nią nie rozstał. Rozpoczął swoją ciężką pracę nad warsztatem, wprawnym okiem i… bezczelnością! Bardzo szybko zaczął odnosić sukcesy, nic dziwnego, że pewnego dnia dołączył do agencji Magnum.
Bruce Gilden to człowiek bezkompromisowy i nie zawsze przyjemny w towarzyskich kontaktach. Nie boi się bezczelnego błyskania fleszem prosto w twarz, nie straszne mu też miejsca, gdzie teoretycznie nie jest mile widziany. Jak sobie z tym radzi? Zaskakująco łatwo nawiązuje kontakt z drugim człowiekiem, jest bezpośredni i otwarty (kiedy jest to konieczne). Taki był też na spotkaniu w Muzeum Drukarstwa Warszawskiego. Każde zdjęcie wiązało się z ciekawą anegdotką, rozpoczynając od zdjęć z plaż Coney Island, przez fotografie z Japonii, na zdjęciach rosyjskiego wyrostka Siergieja kończąc. Okazuje się, że fotograf ma w sobie jakąś tajemniczą właściwość, która sprawia, że kobiety w każdym zakątku świata nie mogą się powstrzymać, żeby pokazać mu piersi (nawet w bardzo konserwatywnej pod tym względem Japonii). Ciekawe…
Na spotkaniu, oprócz znanych i podziwianych fotografii, widzowie mieli szansę zobaczyć też fotokasty (czyli połączenie zdjęć i fragmentów filmów z elementami audio) sygnowane marką „made by Bruce Gilden”, a także najświeższe zdjęcia z 2011 r. Wśród nich był krótki film o Siergieju – rosyjskim podrzędnym bandycie, który pokazał Gildenowi kawałek swojego życia pełnego wrażeń. Można było dojrzeć tam bójki, beztroskie wylegiwanie się na łące i tatuaże z elementami cerkiewnymi. Drugi materiał to projekt dotyczący analizy negatywnych skutków krysyzu ekonomicznego dla miasta Detroit. Jak mówi sam autor, to jedyny materiał reporterski/dziennikarski jaki zrobił.
Fotograf nie szczędził też porad i zachęt do fotografowania. Jak mantrę powtarzał, że najważniejsze to się nie bać. Nie ma zdjęcia, którego zrobić się nie da, bądź zrobić nie można. Wystarczy być zdeterminowanym i walczyć o klatki, a przede wszystkim nie należy bać się ludzi, których chcemy sfotografować. Z każdej sytuacji da się wybrnąć. Jeśli komuś nie spodoba się, że robisz mu zdjęcie, to zawsze możesz dogadać się z nim polubownie. Czasem dać parę złotych, czasem użyć sensownych argumentów, a czasem… po prostu wziąć nogi za pas i szybko zniknąć z miejsca „zbrodni”.
Spotkanie zakończyło podsumowanie wystawy, która 16 stycznia została zamknięta. Teraz Fundacja.DOC wyrusza ze swoim streetowym arcydziełem do Krakowa. Od 21 stycznia zdjęcia zawisną w Galerii Pauza i Centrum Obsługi Ruchu Turystycznego. Więcej informacji na stronie fundacji: http://fundacjadoc.org/