Opowieć o studiach za granicą

Studia za Granicą – wywiad.

Różne uczelnie, różne kraje, jedna historia.

Wywiad przeprowadzony z parą, która zdecydowała się na wyjazd na studia do Danii i Belgii. Ania, która studiuje Technologię architektoniczną i zarządzanie budową na Via University College i Jacek, który jest na kierunku Grafika Komputerowa na Howest University of applied science.

Ania powiedz mi proszę, co skłoniło Cię do wyboru Danii na miejsce studiów, co było takim decydującym czynnikiem?

ANIA: Mnie skłoniła na pewno darmowa edukacja, plus byłam kiedyś ambasadorką w Fundacji My Future, która bardzo mocno inspirowała się sposobem nauki, jaki jest w Dani, który polega na problem-based learning, czyli uczenie się poprzez działanie. I bardzo mi się to spodobało, organizowałam też zajęcia właśnie w Polsce, aby te umiejętności sobie ćwiczyć i rozwijać. Głównie uczyliśmy się jak rozwijać umiejętności miękkie i dzięki temu ja również dobrze sobie to utrwaliłam. 

Jak wyglądały twoje zajęcia na uczelni w Danii?

ANIA: System nauki w Dani bądź bardzo wygląda jak takie typowe zajęcia w liceum. Mam na myśli, że wszystkie zajęcia miałam w jednej klasie, a to wykładowcy przychodzili do naszej klasy i po prostu wykładali lekcje, albo mieliśmy konsultacje z nimi. Bardzo mi się to podobało, bo zawsze mogłam wszystkie rzeczy sobie zostawić na swoim biurku, mniej noszenia, no i zawsze mogłam w tej klasie być 24 na dobę, mogłam tam przyjść i się uczyć kiedy tylko chciałam.

Czyli uczelnia była taką – otwartą uczelnią?

ANIA: Tak, tak. W moim pierwszym roku szkoła była generalnie otwarta całą dobę, jak również wszystkie klasy, ale po pierwszym roku zdecydowali się na system kart, które sprawiały, że na pewno tylko studenci będą mogli wchodzić do szkoły, a nie obcy ludzie. Do mojej klasy miałam dostęp zawsze, nauczyciele często się śmiali, że jak mamy za daleko do domu to możemy spokojnie sobie też spać.

A jak wyglądał cały ten twój proces rekrutacji, aplikacji na studia w Danii?

ANIA: Na pewno na początku musiałam zrobić research jak to zrobić. Okazało się, że to po prostu korzystają z jakiejś tam powiedzmy platformy, gdzie można złożyć swoją aplikację. I z tego co pamiętam, to na pewno dawałam CV, jak również wykaz ilości godzin danych przedmiotów z liceum. Potem miałam też dosłać swoje świadectwo, ale jeszcze wcześniej dałam list motywacyjny i jakieś takie dodatkowe dokumenty, na przykład certyfikaty, jak na przykład zaświadczenie języka angielskiego, ale również jakieś pozaszkolne powiedzmy aktywności, które mogłoby pokazać też kim jestem, albo jak się rozwijam i w czym.

Uważasz, że trudno było się dostać? Było dużo chętnych na jedno miejsce, duża rywalizacja? Czy myślisz że rzeczywiście było trudniej się dostać niż na Polskie uczelnie?

ANIA: Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, ale wiem tylko to, że w momencie, kiedy ja aplikowałam, mój kierunek był dostępny tylko na siedmiu uczelniach, a przez to, że właśnie zaszły jakieś zmiany, to mój kierunek był tylko dostępny z Horsens w Danii, na Via University College – czyli tam gdzie teraz studiuje. Więc moje szanse na zostanie się były dość małe, dlatego że klasa ma 30 osób, czyli tylko 30 osób mogło się dostać na dany rok. Każdy mógł zaplikować sobie. No to tak, rzeczywiście rywalizacja całkiem spora. Było też więcej wymagań w kwestiach dokumentów do przekazania czy wypełnienia niż w Polsce.

Jacek, ty wcześniej studiowałeś przez bodajże rok w Polsce i dlaczego taka zmiana na Belgię? Jakie różnice widzisz? Dlaczego się zdecydowałeś akurat na Belgię?

JACEK: U mnie było tak, że ja właśnie trochę już wiedziałem przed pójściem na ten rok w Polsce, że chciałbym tu przyjechać do Belgii do szkoły. Ale ten rok był takim testem, czy rzeczywiście muszę wyjechać i chciałem sprawdzić, czy ten kierunek w Polsce mi się spodoba. Bo ja już od dłuższego czasu wiedziałem, że chcę robić efekty specjalne i no niestety w Polsce za bardzo nigdzie nie było takiej szkoły, gdzie mógłbym dostać tytuł licencjata właśnie w tym kierunku. No i ta szkoła w Polsce była czymś dość podobnym, bo to była grafika komputerowa, no ale jednak czułe, że to jednak nie jest do końca to, więc trochę jakby marnuję swój czas, robiąc coś, co tak jakby nie do końca to chcę robić. Dlatego właśnie wybrałem tą szkołę w Belgii, a wybrałem tą szkołę w Belgii, a nie w jakimś innym kraju, ponieważ ogólnie właśnie z tymi efektami specjalnymi jest taki problem, że szkół jest bardzo mało.  I większość z nich kosztuje bardzo dużo i w Belgii to była jedyna szkoła, która była przystępna cenowo w porównaniu do jakichkolwiek innych.

Widzisz jakieś różnice pomiędzy polskim a belgijskim systemem edukacji? Co Ci się podoba w tej szkole w Belgii, czego nie było na przykład w Polsce albo na odwrót?

JACEK: Wydaje mi się, że akurat ta szkoła, w której byłem w Polsce była dosyć podobna do tej, co jest teraz w Belgii pod względem zajęć i zadań, które mieliśmy zrobić. Tak jak tutaj to obie rzeczy są bardzo praktyczne, więc nasze zajęcia wyglądają tak, że mamy trochę teorii, potem praktyka, potem jakieś zadanie do poćwiczenia w domu. Więc ta właśnie szkoła w Polsce to też była prywatna szkoła, więc wydaje mi się, że może to też wpłynęło na to, że mieli takie podejście bardziej praktyczne. Szczególnie jak sobie porównuję jakichś znajomych, którzy mają tak, że właśnie mają dużo tych wykładów. Tutaj jedynie jak mamy właśnie jakiś taki nowy przedmiot albo jakby będziemy się uczyć jakiejś kompletnej nowej umiejętności w danym przedmiocie to mieliśmy wykłady na auli, gdzie nauczyciel pokazywał teorię do tego, co będziemy robić na zajęciach. Ale tak to teraz mamy tak, że po prostu siedzimy sobie w klasie przy komputerach i albo robimy swoje projekty, które musimy robić i dostajemy opinie od nauczycieli, albo nauczyciel coś pokazuje, my podążamy za nim. 

Jak wyglądał proces aplikacji do tej szkoły? Musiałeś wysyłać jakieś portfolio, swoje prace?

JACEK: Nie, właśnie nie musiałem, co było trochę dziwne może, ale w Belgii właśnie jest o tyle śmiesznie, że z tego co wiem, tam oprócz niektórych kierunków, każdy się dostaje do klasy. Czyli że nawet jeżeli normalnie klasy są powiedzmy trzydziesto osobowe, a zgłosi się nagle sto osób, to oni po prostu stworzą nowe klasy. Tylko to też jest o tyle problematyczne, że każdy się dostaje i potem bardzo dużo osób się okazuje, że albo sobie nie dają rady kompletnie, albo to w ogóle nie jest to, co chcieli robić. Więc łatwo jest się dostać, ale dość ciężko jest się utrzymać.

 Ale powiedzcie mi, i Ania, i Jacek, bo obydwoje mieliście pewnie inną sytuację, kiedy Ania załatwiała sobie mieszkanie w Danii i Ty, Jacek, w Belgii. Powiedzcie, jak to wyglądało z tym wynajmem? Czy ciężko było znaleźć coś sensownego?Jak sobie z tym poradziliście?

ANIA: W momencie, kiedy dostałam wiadomość, że dostałam się do szkoły. Z tego, co pamiętam, miałam około trzy tygodnie, żeby znaleźć sobie jakiś lokum. Ale nie było to ciężkie, z tego względu, że to jest Horsens, małe miasteczko w Danii, a nie jedno z większych. Więc tam w zasadzie tylko studenci szukali sobie lokum. Co zrobiłam? Od razu wypatrzyłam jakieś akademiki. Jak się zdecydowałam to online podpisałam umowę. I w zasadzie jak już przyjechałam do Danii, to poszłam do biura i odebrałam klucze. Więc to naprawdę nie było ciężkie i nie spotkałam się z sytuacją, że ktoś w tym mieście nie miałby gdzie spać. Wiadomo, są droższe i tańsze różne standardy. I po prostu każdy był w stanie sobie wybrać co mu najbardziej odpowiada w zasadzie.

A Jacek, jak było z tobą? Czy też jakoś to szybko poszło bez większych problemów, czy jednak były jakieś wyboje?

JACEK: Ja miałem duże szczęście na pewno, znajdując moje. Bo właśnie w Belgii jest trochę inaczej. W Belgii jest tak, że jakaś osoba prywatna ma cały dom i jakby go przerabia na dom studencki, czyli dzieli go na pokoje. Czasem z łazienką, czasem bez. No i właśnie kuchnia jest wspólna. I większość właśnie jest takich prywatnych kompletnie. Więc musiałem szukać na Facebooku albo na jakichś stronkach z wynajmem. I mi się udało znaleźć właśnie przez Facebooka.  I miałem duże szczęście, bo akurat tu gdzie mieszkam to było dopiero remontowane. I koniec budowy była dosłownie w momencie, w którym przyjeżdżałem. Więc kiedy przyjechałem, miałem wszystko nowe. Bo jak słyszę to właśnie od znajomych to ciężko było znaleźć coś fajnego tutaj. Jest właśnie dużo studentów, których przyjeżdża i no nie ma tu aż tak dużo miejsca.

 Cofnijmy się trochę w czasie. Wtedy jak Ania wyjechała do Danii, ty Jacek zostałeś w Warszawie. Jak sobie z tym poradziliście, będąc całkiem młodą parą i z takim no jeszcze krótkim stażem można by rzec, bo byliście wtedy około rok razem, prawda?

ANIA: Wydaje mi się, że pierwsza wiadomość tego, że zostałam się do Danii była z jednej strony bardzo wesołą wiadomością, a z drugiej strony bardzo przykrą, bo to oznacza, że nie będziemy już koło siebie mieszkać. Ale jakoś pogadaliśmy sobie i w zasadzie ja nigdy nie odczułam od Jacka, że miałoby się cokolwiek zmienić ze względu na mój wyjazd, więc po prostu mnie bardzo wspierał w tym, a wręcz jak tylko się wyprowadziłam do Danii, to przez pierwszy miesiąc przyjechał ze mną pomóc mi się osiedlić.  To było bardzo, bardzo miłe z jego strony. Potem po prostu widzieliśmy się co miesiąc w Warszawie albo Jacek przyjeżdżał do mnie. Na pewno to nie było łatwe, ale wydaje mi się, że to też dużo dało nam i naszemu związkowi. Umiejętność komunikacji w takiej trudnej sytuacji, kiedy druga osoba nie jest koło ciebie i mogła ciebie przytulić, kiedy tylko coś się stanie.  Też takie bardzo duże zaufanie zyskaliśmy.  No i też fajne było to, że byliśmy w stanie nie więcej co miesiąc się rzeczywiście widzieć.

JACEK: Było zawsze tak, że w sumie albo ja miałem jakiś dłuższy weekend, albo jakąś przerwę, albo w ogóle był luźny czas w mojej szkole, więc mogłem opuścić parę zajęć.  Albo właśnie z drugiej strony Ania miała jakąś przerwę czy coś, więc jakoś tak to się układało, że mogliśmy się relatywnie często widzieć. Tak właśnie raz na miesiąc mniej więcej.

A jakie były największe wyzwania związane z waszą relacją na odległość? Już nie mówiąc o tej odległości oczywiście. Czy coś innego też wam doskwierało? 

ANIA: Na pewno czasami po prostu samotność. Nie mówię już o tych koleżeńskich, tylko po prostu brak drugiej osoby. Też znalezienie czasu, żeby porozmawiać przez telefon czy zrobić coś wspólnie przez kamerkę. Ale my też nigdy nie byliśmy dla siebie restrykcyjni, jeśli chodzi o to. Jackowi zależało, żebyśmy oboje się dobrze bawili, więc jeśli druga osoba miała jakieś wyjście zaplanowane, to też nie robiliśmy sobie przykrości. Ale takim co pewnie też trochę czasami doskwierało to to, że oboje tak jakby nie lubimy za bardzo pisać. Bardzo drętwi wtedy jesteśmy i nieraz Jacek myślał, że jestem zła, bo tak pisze. To totalnie właśnie nie było tak. Ja po prostu jakoś tak nie przepadam za tym. Ja jestem w stanie poczekać nawet 3 tygodnie, żeby powiedzieć o czymś super, co się zdarzyło na żywo, niż powiedzieć to albo napisać przez telefon.

A co robicie po szkole, po lekcjach, po zajęciach? Czy to jest full focus na nauce, czy macie jednak chwilę na znalezienie czasu dla siebie, dla znajomych, życie studenckie?

Jacek: U mnie to mocno zależy, jeżeli właśnie to jest taki okres trochę przed jakimiś egzaminami, czy tam właśnie na przykład w środku semestru. U mnie jest tak, że właśnie jakoś tak początek jest mega luźny i nie muszę praktycznie nic robić do szkoły, a potem z czasem ta praca przybywa tak do połowy semestru nagle, tak mniej więcej w połowie semestru jest nagle mega dużo pracy, więc każdy po prostu siedzi po prostu w domu i pracuje. I potem są na ogół jakaś przerwa świąteczna czy coś, potem wracamy, jest znowu mega luźno, no i potem od połowy semestru znowu zaczyna się dużo pracy, więc to jest tak mocno różnie. Ale ja i tak czy inaczej jakoś znajduję czas, żeby się z nimi spotkać , no bo też nie jestem w stanie siedzieć codziennie 12 godzin przed komputerem, bo bym oszalał. 

ANIA: U mnie w Danii to wygląda tak, że jak ja przychodzę właśnie na uczelnię, w każdej dzień tygodnia mam taki termin, że od 8.30 do 16.00 mam teoretycznie być jakby w szkole, spędzać ten czas na robienie projektu z własną grupą, bo właśnie semestr wygląda tak, że pracujemy, zostajemy podzieleni na grupy i w takich grupach cztero osobowych pracujemy nad projektem jakiegoś budynku. Rozwijamy projekt od zera do momentu wręcz budowy tego budynku, więc to jest bardzo dużo pracy i dość monotonne, czasami żeby pracować cały semestr nad jednym projektem i jeszcze tylko, że jakby jak grupa nie do końca współpracuje. Więc już z doświadczenia wiemy, że o wiele wygodniej jest pracować w szkole, więc wszystko, ale absolutnie wszystko co robię do szkoły, robię w szkole, a gdy wracam do domu nie tykam szkoły. To jest totalnie inaczej niż tak jak znajomi mi opowiadają o Polsce.

Reasumując, studia poza granicami Polski potrafią być ciężkie pod pewnymi aspektami, pod innymi nie aż tak. Na pewno wymagają większej pracy przyanjmniej na początku ze wszystkimi obowiązkowymi rzeczami o które trzeba zadbać przed zdecydowaniem się na taki wyjazd.

Jednak na pewno warto podjąć ryzyko, wziąć taką okazję, jeśli tylko jest to możliwe. Różne uczelnie, różne kraje, jedna historia.

Najpiękniejsze Jarmarki Bożonarodzeniowe
Sezon na odwiedzanie Jarmarków Bożonarodzeniowych właśnie się rozpoczął. Gdzie najlepiej...
6. edycja Hush Warsaw
Tegoroczna, letnia edycja Hush Warsaw odbędzie się pod hasłem SUMMER...
Lato przed ekranem
Coraz więcej kin decyduje się na zorganizowanie w okresie wakacyjnym...
Pawilon Zodiak ponownie w Warszawie

Pawilon Architektury Zodiak ponownie otwarty. Od pierwszego weekendu grudnia można...

Świat arabski w szoku: prezydent Sadat zabity
Egipt, a potem cały świat, zawrzał. To miał być wyjątkowy...