Magazyn PDF

Portal studentów Wydziału Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii UW

Bez kategoriiMiejscaShare'ujemyspołeczeństwoWYDARZENIAZJAWISKA

Moje jedzenie w cudzej lodówce

Po imprezie zostało Ci trochę sałatki? Kupiłeś chleb, ale nie zdążysz go zjeść, zanim wyjedziesz na weekend? Dostałeś od rodziców bigos, którego nie cierpisz? Nie wyrzucaj! Przynieś do jadłodzielni.

Jadłodzielnia to inicjatywa, dzięki której w ubiegłym roku w Warszawie uratowano ponad 12 ton żywności. Każdy może przynieść tam jedzenie, które jest narażone na zmarnowanie. Co więcej – każdy może poczęstować się tym jedzeniem. Obecnie w stolicy istnieje aż 11 takich punktów. Sprawdziliśmy, jak działają.

Zamiast wyrzucić, dziel się!

Według szacunków Greenpeace Polska w Polsce rocznie wyrzuca się ponad 9 mln ton jedzenia rocznie. Zmarnowanie takiej ilości produktów spożywczych oznacza zmarnotrawienie 1,72 mld metrów sześciennych wody. To tak jakby każdy Polak codziennie przez rok wylewał sto 1,5-litrowych butelek wody. To nie koniec. 9 mln ton wyrzuconej żywności to blisko 23 mln ton dwutlenku węgla. To tyle, ile łącznie emitują wszystkie samochody osobowe w Polsce. Jak temu zaradzić?
Dziel się i częstuj! – proponują jadłodzielnie Foodsharing Polska. Jadłodzielnia zwykle składa się z dużej lodówki i szafki, ustawionych w miejscu zadaszonym i dostępnym dla wszystkich. Każdy taki punkt ma swojego opiekuna – wolontariusza, który dba o czystość lodówki i świeżość przechowywanych w niej produktów. Można przynieść tu wszystko, co jest świeże, nie zawiera surowego mięsa, surowych jaj ani alkoholu. Zasada jest prosta: przynoś produkty, które sam mógłbyś zjeść. Hasło ma także drugą część – częstuj się. Każdy, kto ma ochotę, może zabierać zostawione w jadłodzielni jedzenie – anonimowo i bezpłatnie. Nie jest ważny status materialny ani powód – częstować może się każdy, kto ma ochotę. W Warszawie funkcjonuje 11 jadłodzielni. Najnowsza została otwarta 9 września na Bemowie. To tylko potwierdza, że inicjatywa trafiła na podatny grunt i się rozrasta. – Obecnie w Polsce mamy 34 jadłodzielnie, które zostały założone z ramienia Foodsharing. Oprócz tego jest jeszcze kilkanaście punktów, które zostały stworzone na wzór naszej inicjatywy. Nazywają się różnie – współdzielnie, lodówki społeczne, różne kooperatywy. Działają na podobnej zasadzie, ale nie są powiązane z Foodsharing. W tych miejscach nie ma naszego logo, plakatów ani regulaminu – tłumaczy Hela Sokołowska, działaczka Foodsharing Warszawa.
Jadłodzielnia w Instytucie Socjologii na Karowej

Śledzie na Karowej

Jadłodzielnię w Instytucie Socjologii na Karowej odwiedziłam pod koniec września. Tamtejsza lodówka kolorowymi plakatami zachęca „Otwórz mnie!”. W środku czysto i pusto. Robotnicy, którzy w pośpiechu finalizowali remont budynku przed rozpoczęciem roku akademickiego, przekonują: – Zaglądamy tutaj. Jeden z nich wspomina, że ktoś kiedyś przyniósł tutaj przepyszne koreczki śledziowe.

Skąd te jadłodzielnie?

Foodsharing Warszawa jest częścią Foodsharing Polska, czyli oddolnej, niesformalizowanej inicjatywy skupiającej ludzi, którym los marnowanej żywności nie jest obojętny. Inicjatorkami tego przedsięwzięcia w Polsce były Agnieszka Bielska i Karolina Hansen, które poznały się przez banki żywności. Chociaż z jadłodzielniami po raz pierwszy spotkały się w relacji prasowej opisującej lodówkę na ulicy w Hiszpanii, idea foodsharingu i wspólnych lodówek narodziła się w Niemczech. Obecnie funkcjonuje tam prawie 700 punktów Fair-Tailer, bo tak brzmi oryginalna nazwa jadłodzielni. – Poszperałam trochę w internecie i okazało się, że za zachodnią granicą dzielenie się jedzeniem ma się świetnie. Pomyślałam, że nie ma co wyważać otwartych drzwi, tylko sprawdzić jak oni to robią. Niemcy byli bardzo otwarci, żeby podzielić się tym, czego już się nauczyli – wspomina Karolina Hansen.
Jadłodzielnia na Wydziale Psychologii na ul. Stawki
Ochotników do rozkręcenia jadłodzielni w Warszawie szukały na Facebooku i przez pocztę pantoflową. Na ich apel odpowiedziało około 30 osób. – Finalnie zaangażowało się 10-12 wolontariuszy, w tym ja. Spotkaliśmy się w lutym 2016 i kolejne 3 miesiące minęły nam tylko na ustalaniu. Martwiliśmy się, czy to jest zgodne z wytycznymi sanepidu, skąd weźmiemy lodówki, czy będziemy musieli płacić jakieś podatki, czy potrzebne będą jakieś umowy, formalności… Ale w końcu w maju uruchomiliśmy pierwszą w Polsce jadłodzielnię w Warszawie na Wydziale Psychologii UW przy ul. Stawki – wspomina Sokołowska.
Pustki w lodówce na Stawki

Stawki w praktyce

We wrześniu w lodówce na Stawki można było znaleźć resztki poimprezowego ciasta, kawałek jabłecznika, murzynka i sernika. Ponadto pusto, zarówno w lodówce, jak i w budynku. Czy jadłodzielnia odżyje, gdy wrócą studenci? – Nie otworzyłam tej lodówki ani razu. Często bywałam obok i nie widziałam osób, które by z niej korzystały – mówi Natalia, studentka II roku. – Większość moich znajomych zostawiała tam jedzenie, ale nikt raczej nie zabierał stamtąd niczego. Przychodzą bezdomni i potrzebujący, oni korzystają, a studenci to raczej zaglądają tam z ciekawości – komentuje Agnieszka, studentka V roku.

Wszystko opiera się na zaufaniu

– Zdobycie pewności, że to wszystko jest zgodne z prawem, chwilę nam zajęło. Teraz po prawie 3 latach wiemy już bardzo dużo i mamy pewność, że wszystko jest okej, ale wtedy trudno było znaleźć prawnika, który mógłby jednoznacznie określić sytuację – opowiada Hansen. Jadłodzielnie nie podlegają rozporządzeniom sanepidu ani żadnym innym regulacjom prawnym, ponieważ nie są punktami dystrybucji żywności – działają na szczeblu indywidualnym. Każdy korzysta z nich na własną odpowiedzialność, choć dotychczas o żadnych zatruciach nie wiadomo. – Tutaj wszystko opiera się na ludzkim zaufaniu – dodaje Sokołowska.
Jadłodzielnia na Wilczej

Brama na Wilczej i jogurty na Twardej

Jadłodzielnia na Wilczej ukryta jest w bramie prowadzącej na podwórko kamienicy. Choć wejście do każdej jadłodzielni jest otwarte dla wszystkich, tutaj można poczuć się najbardziej anonimowo – w odróżnieniu od uniwersyteckich lokalizacji nie ma tu portiera. W trakcie pierwszej wizyty zastałam tam trzy osoby, które jednak uciekły, gdy tylko powiedziałam „Dzień dobry”. W lodówce znalazłam kilka pojemników z ugotowaną kaszą gryczaną. Kiedy przyszłam drugi raz, na lodówce leżała torba z nadwiędniętymi burakami. Biorę – zdecydowałam i zaczęłam je pakować. Wtedy ktoś otworzył drzwi do bramy i kiedy tylko mnie zobaczył, uciekł.
Jogurty na Twardej
Na Twardą przyniosłam 3 jogurty. Zdążyłam tylko położyć je na półce, a od razu znaleźli się chętni, którzy uratowali je przed zmarnowaniem. Chwilę później przyjechała dostawa pieczywa – rozeszło się jak świeże bułeczki. Przychodzili ludzie starsi, przyszła też młoda mama z dzieckiem w wózku. – Ja tu jestem z ciekawości. Chciałam tylko sprawdzić, jak to działa – powiedziała mi, pakując do torby pół bochenka chleba.

Statystyki nie do uwierzenia

– W ubiegłym roku Foodsharing Warszawa uratowała 12 ton jedzenia. Teraz ten wynik będzie jeszcze wyższy. U nas, na Twardej czasem nawet 200 kg bananów jest w stanie rozejść się w jeden dzień – mówi Tomasz Sikora, opiekun jadłodzielni na Twardej i ratownik jedzenia. Obecnie Foodsharing Warszawa tygodniowo ratuje ok. 600 kg jedzenia. Statystyki te jednak są zaniżone, ponieważ obejmują tylko jedzenie z tzw. odbiorów, a pomijają to, co ludzie przynoszą bezpośrednio do lodówki. Czym są odbiory? Z warszawskimi jadłodzielniami współpracuje obecnie 25 podmiotów – piekarni, cukierni, kawiarni, firm kateringowych, restauracji, sklepów czy stoisk bazarowych, od których ratownicy jedzenia odbierają towar, który tamci musieliby wyrzucić, a który wciąż jest dobry do spożycia.
Kilogramy bananów na Twardej. Zdjęcie pochodzi z facebookowego profilu Jadłodzielni na Twardej.Po moim jadłodzielniowym tournée nie mogłam uwierzyć w te statystyki. Jak to możliwe, skoro każda lodówka była prawie pusta lub pusta? Gdzie te setki kilogramów pieczywa, bananów i słodyczy? Odpowiedź znalazłam na Facebooku. Wszystko rozchodzi się w błyskawicznym tempie! Większość jadłodzielni prowadzi swoje fanpejdże, na których publikowane są informacje o dostawach. Ponadto korzystający z jadłodzielni często wrzucają komunikat na otwartą grupę Freegan, że akurat wiozą do konkretnego punktu to i to. Do postów dołączane są apetyczne zdjęcia – babeczki z kolorowym kremem, drożdżówki, zupy, owoce, warzywa, sałatki, kanapki. Często po godzinie aktualizacja – pusto. Wszystko już wyszło.

–Zwykle przychodzi do nas ok. 30 osób dziennie, ale zdarza się, że nawet 50. Zawsze błyskawicznie schodzi to, co mamy w lodówce. Przychodzą tu różni ludzie – głównie seniorzy, bo ich sytuacja finansowa bywa naprawdę trudna. Przychodzą matki rodzin wielodzietnych, osoby bezrobotne, w kryzysie bezdomności, ale to nie jest większość. Przychodzą też ludzie prowadzący ekologiczny, bezodpadowy tryb życia – to głównie kobiety w wieku 25-35 lat – relacjonuje Sikora.

 

Brać to wstyd

Słodkości. Zdjęcie pochodzi ze strony facebookowej „Jadłodzielnia na Twardej”
– Często korzystam, ale tylko przynoszę. Nie zabieram nic, bo stać mnie, by sobie kupić, a z tego mogą skorzystać ludzie bardziej potrzebujący – mówi Ania, studentka. – Czy Warszawa dorosła do foodsharingu? Jeśli nie, nie ma już na co czekać. Musimy uświadomić sobie, że marnowanie jedzenia samo w sobie jest czymś niedobrym, nieetycznym i nieekologicznym. To, co ludzie od razu rozumieją to, że „my wyrzucamy, a biedni głodują”, więc tych biednych trzeba nakarmić. Nie chodzi o to. Naszym celem nie jest karmienie biednych – to dzieje się swoją drogą. Nawet jeśli jedzenie, które miałoby trafić do kosza, trafi do ludzi, których na nie stać, to jest sukces – uratowaliśmy je przed zmarnowaniem – tłumaczy Hansen.

– Ludzie się bardzo wstydzą. Właściwie nie ludzie, a my – pani i ja. Wstydzimy się prosić o pomoc, o jedzenie. Szczególny problem mają z tym mężczyźni. Z przynoszeniem jest trochę inaczej. To bardzo miłe uczucie, kiedy przynosi się coś, a ktoś od razu to zabiera. Tutaj spotykają się różni ludzie i mamy nadzieję, że takie spotkania ośmielają i odbierają strach czy wstyd. Chcemy, aby dzielenie się jedzeniem stało się naturalne – wyjaśnia Sikora.

Chciałbyś otworzyć kolejną jadłodzielnię? To naprawdę łatwe! Po pierwsze – znajdź miejsce i zapytaj o zgodę administratora budynku, opowiedz mu o istniejących już punktach. Po drugie – zgłoś się do FoodSharing Warszawa. – Oczywiście taką dostępną dla wszystkich lodówkę może postawić każdy, ale my zachęcamy, żeby zwrócić się do nas. Dajemy wsparcie, materiały graficzne, know-how, no i logo – zachęca Sokołowska.

Do dzieła!

 
źródło: Foodsharing Warszawa
Wydział Psychologii UW / ul. Stawki 5/7 / parter, naprzeciw bufetu / lodówka i szafka / codziennie 8-21 / czasem budynek może być zamknięty w weekend, ale można zadzwonić dzwonkiem przy furtce i osoba na portierni otworzy Instytut Socjologii UW / ul. Karowa 18 / parter, obok barku / lodówka i szafka / codziennie 8-21 / czasem budynek może być zamknięty w weekend, ale można zadzwonić dzwonkiem przy drzwiach i osoba na portierni otworzy Centrum Pomocy Społecznej Śródmieście / ul. Twarda 1 / lodówka i szafka / pn.-czw. 8-18, pt. 8-16 Syrena / ul. Wilcza 30 / szafka dostępna z ulicy i lodówka za bramą / codziennie 24h Dwa Jelonki / ul. Powstańców Śląskich 44 / lodówka / pn-wt 14-20, śr-pt 10-20 Bazar Lotników / pawilon 83A / lodówka i szafka / pn.-pt. 7-19, sob. 8-14 SGGW / ul. Nowoursynowska 159 / budynek 34 / klatka schodowa B / codziennie 8-20 Dom Sąsiedzki „Moje Szmulki” / ul. Łochowska 39 lok. 7 / pon-pt 13-20, sob 15-20 Centrum Społeczne Paca 40 / ul. Michała Paca 40 / lodówka i szafka / pn.-pt. 10-20, sob. 10-18 Stół Powszechny / ul. Jana Zamoyskiego 20 / szafka (na zewnątrz) 24/7 / lodówka (w kawiarni) codziennie 11-22 Kościół Najświętszej Matki Boskiej Loretańskiej / ul. Ratuszowa 5A / zewnętrzna szafka, u zbiegu ul. Ratuszowej /Jagiellońskiej na wprost wejścia do Parku Praskiego, przy Kościele Najświętszej Matki Bożej Loretańskiej / 24/7